sobota, 2 lipca 2016

Zawieszenie/zastój/zamknięcie/wstrzymanie/zwał jak zwał. Blog tak nagle zakończył swoją działalności i chyba jesteśmy wam winne wyjaśnienia. Niestety ja sama nie wiem po co, na co, dlaczego i z jakiej racji, dlatego tych wyjaśnień wam nie udzielę. Wstrzymajmy konie, dobra? (hehe)
Znając moje kochane przyjaciółki ta strona jeszcze kiedyś (nie wiem kiedy) odżyje w takiej bądź innej formie, ale bądźcie dobrej myśli. Ja po prostu chciałam teraz postawić kropkę nad ,,i", żeby nie było niedomówień.
Jeśli macie jakieś stare opowiadania, które nie zostały opublikowane, a nie chcecie, aby wasza praca poszła na marne, proszę, wyślijcie je do mnie. Macie czas do 1 lipca sierpnia (czemu mnie nikt nie poprawił?). To by było na tyle.

Ja sama raczej już tu łapek wkładać nie będę, ale może w niedalekiej przyszłości otworzę coś innego albo (co chyba bardziej prawdopodobne) wskrzeszę ŻwL, kto stamtąd przyszedł, wie o co kaman.

buziaczki,
Ada

sobota, 18 czerwca 2016

Od Christiana CD Jackie - Cała ja

Dziewczyna zgasiła światła w stajni i dobiegła do mnie, najpierw oglądając się dookoła czy aby przypadkiem nikt nas nie obserwuje. Jak na zwykły spacer była strasznie spięta. Mamy szczęście, że strażnicy nie pilnują każdego przejścia. Odkąd tu przyjechałem, mam wrażenie jakbym był w więzieniu albo w ośrodku dla specjalnej młodzieży. Ale raczej jestem przewrażliwiony.
-Masz okazję opowiedzieć mi o tym miejscu. Fakt, trochę tu jestem, ale małe oprowadzanie chyba nam nie zaszkodzi?- uniosłem jedną brew do góry, spoglądając na dziewczynę.
-To nie będzie czasem zbyt... ryzykowne? Nie wiem czy wiesz, ale za kręcenie się w nocy mogą nas wylać. Nawet jeśli- podkreśliła każde słowo- będę cię oprowadzała.
-Bez ryzyka nie ma życia, a zresztą zasady są po to żeby je trochę nadgiąć- moje kąciki ust ledwo się uniosły. Ledwo, ale w końcu to też można nazwać uśmiechem- To jak panno Tylor? Zaszczycisz mnie tym?- zatrzymaliśmy się w znacznej odległości od wyjścia tylnego domku, gdzie spali uczniowie ośrodka. Światło lamp stojących nieopodal ośrodka umożliwiło mi zobaczenie delikatnych rys twarzy Jackie- Jeśli nas nie złapią, stawiam ci gorącą czekoladę za free- odwróciłem się.
-Kusząca propozycja, nie zaprzeczę- uśmiechnęła się delikatnie.
-Ale wiesz, skoro chcesz bardzo spać to możesz iść, choć zasnąć, to raczej nie zaśniesz- pokręciłem głową.

Jackie?

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Od Jasmine CD Ady - Nie zawsze

Chmura w kształcie wieloryba płynęła leniwie po błękitnym niebie z swoimi chmurowymi siostrami, aby na chwilę przesłonić słońce. Powinnam już iść siodłać konia? Nie, zdążę, jeszcze jest czas. Stałam na drodze prowadzącej do bram klubu wpatrzona w niebo. Za wcześnie wyszłam na jazdę, więc postanowiłam wyjść na asfalt gapić się na chmury i słońce. Jakbym nie mogła tego robić przed stajnią. W oddali zobaczyłam sylwetkę jakiejś dziewczyny. Jechała na deskorolce w moim kierunku. Nagle zatrzymała się.
-Jak masz na imię?-spytałam.
Zamiast odpowiedzieć, dziewczyna zapatrzyła się na wieloryba. Spróbowałam więc jeszcze raz.
-Jak się nazywasz?
-Ada - odpowiedziała po chwili wahania i spojrzała mi w oczy.
-Ja jestem Jaz. I tak w ogóle cześć-uśmiechnęłam się.-Ładne włosy.
-Dzięki.
Dziewczyna miała długie, niebieskoszare włosy zaplecione w luźnego warkocza. Nastała chwila milczenia.
-Mogę pojeździć na twojej deskorolce?-zapytałam przerywając ciszę.
Nigdy nie próbowałam jazdy na deskorolce. Z moim szczęściem pewnie się wywalę i krew się będzie lać. Ale nie zaszkodzi spróbować, prawda?

<Ada? :-D>

Od Christiana CD Ady - Osiągnąć coś niemożliwego

Przyjrzałem jej się dokładnie tym razem z bliska. Wyglądała nieco inaczej niż wtedy, pomijając oczywiście fakt, że była cała w błocie, a jej włosy nie były aż tak mokre. Cała była przemoczona.
-To nie twoja wina- poznałem po jej minie zakłopotanie- Przecież cię nie obwinię o to, że zaczął padać deszcz- uniosłem brwi do góry, nadal przyglądając się dziewczynie- Zresztą... odwróciłem głowę po chwili, klepiąc siwka po szyi- I tak nie potrenował bym długo.
-Dużo się z nim siłowałeś- odpowiedziała beznamiętnie, śledząc wzrokiem ruch mojej dłoni.
-Chyba za dużo i chłopak powiedział dość. Ale cóż...- odparłem, spuszczając głowę i grzebiąc w kieszeni kurtki- Może jednak będziesz chciała się trochę wytrzeć i wysuszyć?- zmierzyłem ją spojrzeniem, bardziej zwracając uwagę na jej białego warkocza, który do końca nie był tak biały.
Wyprostowała bluzkę, patrząc na jej aktualny stan, po czym znów spojrzała na mnie i jakby niechętnie kiwnęła głową.
-W stajni jest ręcznik, chyba wiesz. Ja w tym czasie ogarnę trochę zadziorę- odpowiedziałem i ruszyłem w kierunku stajni.
Nie wiedziałem czy dziewczyna idzie czy też nie, ale to była jej decyzja. Nie wyglądała na taką, która chętnie przyjmuje jakiekolwiek propozycje lub pomoc. Ostatecznie, gdy otwierałem drzwi od boksu Hazarda, mignęły mi jej szare włosy przed oczami.
Gdy zanosiłem sprzęt do siodlarni, Ada wyczyściła swoje rzeczy z błota, lecz nadal była przemoknięta.
-Jeśli oczywiście mogę spytać- zacząłem, kładąc siodło na miejsce- Właściwie to czemu uciekłaś?- posłałem jej szybkie spojrzenie i zająłem się ogłowiem.

Ada?

Od Jasmine - Początki, począteczki

-Daleko jeszcze?-spytałam chyba po raz setny.
-Już niedaleko. Zaraz będziemy-odpowiedział wujek Tom.
Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. W końcu ile można siedzieć w samochodzie? Rzeczywiście zaraz moim oczom ukazały się stajnie Fortunate Equum. Gdybym mogła, pewnie podskoczyłabym z radości, ale zapięty pas trzymał mnie mocno. Ten klub jest wielki! Wysiadłam z auta z zamiarem wyprowadzenia moich koni z przyczepy.
-Jaz, idź zanieść bagaże do pokoju, ja je wyprowadzę-zaproponował Tom.
-Na pewno? Przecież Rosemary...
-Dam sobie radę.-przerwał mi.
-Ale to naprawdę zły pomysł!
-Idź już, Jaz! Naprawdę, dam sobie radę.-uśmiechnął się zachęcająco.
Posłałam mu zaniepokojone spojrzenie. Co jak co, ale jestem pewna, że najbardziej znienawidzoną przez moją klacz osobą jest wujek Tom. A Rose nienawidzi wszystkich. Niechętnie złapałam za rączkę od walizki i ruszyłam w stronę budynku, w którym będę teraz mieszkać. Ledwo zdążyłam wejść do mojego pokoju, a już usłyszałam wesołe rżenie Marysi. Zły znak. Szybko wybiegłam z budynku i zdążyłam jeszcze zobaczyć galopującą na pastwiska Rosemary. No proszę, jak to ona szybko potrafi się zadomowić. Wujek stał obok przyczepy oszołomiony trzymając uwiąz w ręku.
-Chyba miałaś rację-stwierdził.

<ktoś?>

niedziela, 12 czerwca 2016

Od Ady CD Christiana -Osiągnąć coś niemożliwego

Uniosłam mętny wzrok, kiedy zimny powiew wiatru omiótł mi twarz. Chłopak, którego kojarzyłam z widzenia, siłował się z krnąbrnym siwkiem. Musiał chyba poczuć na sobie moje spojrzenie, bo na chwilę odwrócił twarz w moją stronę. Jego usta drgnęły leciutko ku górze i zanim zdążył choć pomyśleć, aby się ze mną przywitać, odepchnęłam się od ogrodzenia i pomaszerowałam w przeciwnym kierunku. Wtedy kropelka wody spadła mi na nos, a mną aż wstrząsnęło. Objęłam się ramionami, idąc w kierunku starego, ceglanego muru na pastwiskach i... rozpadało się. Siadłam tam, gdzie był niższy, a nogi i tak wisiały mi ponad ziemią. Naciągnęłam na głowę przemoczony już kaptur, przyglądając się ośrodkowi. Od tej strony klub był bardzo zadbany, nikt nie odważyłby się zaprzeczyć, że był ekskluzywny. Jak ja tu trafiłam? Nieśpiesznie wróciłam przed bramę, a potem pod stajnię dla instruktorskich wierzchowców.
- Ada, tak? - Gdy usłyszałam męski głos wypowiadający moje imię, poślizgnęłam się i wylądowałam w błocie. Jeżeli dałoby się utopić w kałuży, pewnie skończyłabym jako topielica. Poczułam na sobie silne ręce, podnoszące mnie do pionu. Stanęłam twarzą w twarz z tamtym chłopcem.
- Bardzo cię przepraszam. Nic ci nie jest? - zapytał miękko, zdejmując dłonie z moich ramion. Pokręciłam przecząco głową, rozmasowując bolący nadgarstek. Nie zauważyłam kiedy przestało padać.
- Widziałem cię przy hipodromie. Dlaczego nagle sobie poszłaś? - przerwał i zmarszczył brwi, widząc jak krzywię się dotykając przegubu ręki. - Na pewno wszystko dobrze? Może lepiej będzie, jak obejrzy to lekarz? - zapytał zmartwiony, chociaż nie przywykłam do wierzenia w emocje ledwo poznanych osób.
- Jest w porządku - odparłam ostrożnie, a on pewnie przyuważył mój rosyjski akcent, ale co poradzić. Spuściłam oczy, wyrzynając ubłoconego warkocza.
- Christian - przedstawił się, wsuwając dłonie do tylnych kieszeni spodni.
- Ada - oświadczyłam, lustrując go krótkim spojrzeniem. - Mieszkasz z Danielem, prawda? - zapytałam, ale nie dałam mu odpowiedzieć - Przykro mi, że nie mogłeś dokończyć treningu - zabrzmiało to tak, jakbym to ja była winna, że zaczął padać deszcz.

<Christian?>

Od Alexandry CD Aarona Odwaga to pierwszy krok w odkrywaniu swojej wartości

-Ależ oczywiście, lecz najpierw wolałabym udać się do swojej sypialni i zmienić odzienie na suche.-Powiedziałam lekko się uśmiechając.
-Również udam się do siebie i będę czekać na pannę na stołówce.-Stwierdził utrzymując oficjalny ton.
-Jeden kwadrans wystarczy mi.-Odparłam starając się nie zaśmiać.
-Tak, więc zniecierpliwiony będę czekał.-Powiedział, a ja poszerzyłam uśmiech i ruszyłam w stronę pokoju. Zmieniłam przemoczone ubrania i skierowałam kroki do łazienki. Rozpuściłam włosy i zaczęłam je suszyć. Po dziesięciu minutach byłam gotowa. Opatuliłam się szczelniej bluzą i poszłam na stołówkę, gdzie czekał już Aaron z dwoma kubkami gorącej czekolady. Udaliśmy się wspólnie na świetlice, gdzie nikogo nie było. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy delektować się pysznym smakiem czekolady.
-Chciałem Ci powiedzieć, że jesteś...-Ciszę przerwał szatyn, ale ja przerwałam mu kichnięciem.
-Przepraszam.-Szepnęłam, a chłopak lekko się uśmiechnął.
-Że jesteś przeziębiona.-Dokończył, a ja posłałam mu kuksańca.
-Oj tam, nic mi nie będzie. Nie z takich rzeczy się wylizywałam.-Mruknęłam biorąc kolejny łyk czekolady, który rozgrzewał mnie od środka. Aaron westchnął i przyłożył mi nadgarstek do czoła.
-Masz gorączkę.-Stwierdził i zabrał mi kubek.-Wstajesz i idziesz do łóżka.
-Nie przesadzaj.-Odparłam nadal siedząc.
-Zachowujesz się jak pięcioletnie dziecko.-Mruknął, a ja wstałam i ruszyłam w ślad za chłopakiem. Wróciliśmy do mojego pokoju, położyłam się do łóżka i dostałam z powrotem mój kubek. Szatyn zniknął gdzieś na chwilę, a potem wrócił z jakimiś tabletkami. Połknęłam je i popiłam czekoladą.
-Dzięki.-Szepnęłam i spojrzałam na chłopaka, który siedział na skraju łóżka.
-Teraz, może uda mi się dokończyć. Po tym jak mi opowiedziałaś o swoim wypadku, chciałem ci powiedzieć, że...
Aaron

Witamy Matteo'a Verdas!

Imię: Matteo (nieliczni mogą mówić do niego Matt)
Nazwisko: Verdas
Wiek: 24 lata
Wzrost: 194 cm
Charakter: Matt jest bardzo specyficzny. Ma niewyparzony i cięty język, przez co czasami ponosi tego nieprzyjemne konsekwencje. Jego teksty są... Niespotykane? Nie boi się mówić bolesnej prawdy, czy też tego, co myśli. Niejednokrotnie rzuca, jak to mawiają "mocnymi", czy "głębokimi" tekstami. Często dotykają go za to konsekwencje, bo pierw mówi, a potem myśli, co jest u niego szczególnie nieprzyjemną cechą. Szczególnie, kiedy ma zły dzień. Zachowuje się wtedy gorzej, niż dziewczyna podczas okresu. Na co dzień bezczelny, mocno sarkastyczny i pewny siebie. Nigdy się nie stresuje. Kiedy się go zdenerwuje, jest jak tykająca bomba - daje minutę do ucieczki. Mimo wszystkich swoich wad, jest naprawdę bardzo opiekuńczy. Dla bliskich zrobi wszystko - od oddania kurtki do napadu na bank. Przebiegły, jednak w zły sposób - często chodził na wagary, oszukiwał ludzi... ale ma to już za sobą. Niezły z niego manipulant. Kocha ryzyko i igranie ze śmiercią. Świetnie kłamie, oszukuje i jest idealnym aktorem. 
Zainteresowania: O dziwo nie jest to jazda konna, lecz motoryzacja. Kocha expresso! Zawsze rano musi wypić ten napój by nie być aż tak nieznośny. Kocha się bić, trenuje boks, brał kiedyś udział w walkach w klatkach.
Cechy szczególne: chłopak jak każdy inny, pomijając, że dziwnie się czuje w towarzystwie dziewczyn. Wie, że jest w stanie zrobić im krzywdę i to go przeraża. Mówi z mocnym hiszpańskim akcentem, bo przeprowadził się tutaj 3 lata temu. Nie wiedzieć czemu jego głos działa na dziewczyny jak magnes.
Rodzina: Matt jakoś nie lubi o nich mówić, może z tego powodu, że zmusili go do jazdy konnej, by wyciągnąć go jakoś z całych walk i nauczyć współczucia do innych. Tymi oto ludźmi są Sharon i Bradley Verdas.
Partnerka: Szuka, lecz czy znajdzie damę, która będzie aż tak silna emocjonalnie by z nim wytrzymać?
Pokój: z Christianem i Danielem
Staż: od pięciu lat
Dyscyplina: wyścigi
Konie: Alexander
Login: BettyDark
Zdjęcia: 



Imię: Alexander
Pseudonim sportowy: Voice before the storm
Wiek: 7 lat
Płeć: wałach
Rasa: Mustang... chociaż jak na mustanga jest strasznie wysoki, gdyż w swoim rodowodzie przewijają się rasy od konia arabskiego, przez fryzyjskie, aż po Shire. Ale w papierach ma, że jest mustangiem....więc mustang.
Charakter: Jak to mustang jest nieprzewidywalny, musi być w ruchu. Dlatego właśnie wyścigi. Często bryka, puszcza się galopem, gryzie innych. Idealnym określeniem będzie "Bez bata nie podchodź". Tak tez do każdego mówi Matt. Jest to prawdą. Bez bata nie podchodź, chyba, że życie cię już nudziło i chcesz sobie polatać z aniołkami. Jest to koń nie słuchający prawie nikogo, prócz Matteo do którego się zwyczajnie przyzwyczaił. Nie toleruje nikogo w swoim otoczeniu, prócz niego, a jeśli ktoś chociaż spróbuje na niego wsiąść dostaje furii. Jeżeli jakimś cudem ktoś na niego wsiądzie od razu zacznie biec cwałem, by tylko zrzucić z siebie niechcianego gościa. Więc... omijać jego boks proszę.
Rodowód: 
Właściciel: Matteo Verdas
Zdjęcia: 

sobota, 11 czerwca 2016

Od Harveya - W drodze do celu

Siedziałem na tylnym siedzeniu naszego SUV-a, bezmyślnie wpatrując się w okno. Dopiero co wyjechaliśmy z jakiegoś ruchliwego miasta, z bilbordami, biurowcami i milionem sklepów. Miasto jak wszystkie inne. Po tych wszystkich drapaczach chmur miło było oglądać bezkresne pola, pasące się w nienaruszalnym spokoju zwierzęta czy drobne liściaste i iglaste lasy. Przynajmniej tak pomyślałem pięć godzin wcześniej. Teraz zacząłem się zastanawiać, ile na świecie może być dokładnie identycznych drzew.
Hm, właściwie trudno mi powiedzieć, czy minęło już pięć godzin od wjechania na polną drogę. Najprawdopodobniej przez moje ADHD czas miła albo zdecydowanie za szybko, albo niemiłosiernie się dłuży.
Nie myślcie sobie, że chciałem dojechać do celu żeby pobiegać sobie z kolegami czy coś równie głupiego. Zależało mi jedynie na przeżyciu.
Promień zachodzącego słońca wdarł się przez szybę kierowcy, rzucając błysk na stojące obok mojego ojca puste butelki alkoholu. To przez nie i ich wpływ na umysł Antonia samochód na prostej drodze co chwila zbaczał z kursu. Rosa Arellano, siedząca na siedzeniu pasażera z przodu samochodu, kurczowo zaciskała palce na swojej wyświechtanej torebce. Przy każdym mocniejszym kołysaniu rzucała na mnie zmartwione spojrzenie, jakby chciała powiedzieć "przepraszam, że musisz to znosić". Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że to nie jej wina. To przecież nie przez nią tata jest uzależniony od alkoholu.
-Ile jeszcze? - spytałem cicho, ale dostatecznie głośno, aby usłyszała mnie mama.
Już otworzyła usta, aby odpowiedzieć, gdy ciszę rozdarł dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Spojrzałem wystraszony na Rosę i pochwyciłem jej ostatnie spojrzenie: jeszcze bardziej wystraszone niż moje, gdy nasz samochód jeszcze gwałtowniej zarzuciło na drugi pas. Z głośnym trzaskiem jego maska zderzyła się z przodem czarnego BMW. Spadł na mnie deszcz ostrych odłamków szkła, sam nie wiedziałem, z czyjego samochodu. Pas mocno wbił się w klatkę piersiową i ramię, blokując oddech. Przez parę straszliwych sekund myślałem, że się uduszę. Nie to było jednak największym zmartwieniem, ale leżący bez życia pasażerowie na pierwszych siedzeniach.
* * *
Gwałtownie się obudziłem, całkowicie zlany potem. Szybko oddychałem, próbując uspokoić bijące szybko serce. Potrzebowałem chwili, aby dojść do tego, że był to tylko sen, nawet niecałkowicie realistyczny. Przecież pamiętałem, jak to było naprawdę, chociaż miałem zaledwie sześć lat. Oczywiście nie przyznałem się do tego pracownikom opieki społecznej. Wolałem, żeby myśleli uważali, iż po wstrząsie straciłem pamięć, a nie kazali opowiadać o całym tym zdarzeniu.
Przetarłem czoło i powoli doszedłem do siebie. Sam już nie wiem, ile razy ten koszmar nawiedzał mnie w snach, dlatego nie widziałem sensu w przejmowaniu się tym więcej, niż trzeba. Rzuciłem ukradkowe spojrzenie w stronę elektronicznego zegara na szafce nocnej. 9:00. Już dawno spóźniłem się na śniadanie. Och, no tak, i na mój pierwszy wstępny trening. Spojrzałem na słońce za oknem z taką złością, jakby to była jego wina, że wstało tak wcześnie. Podniosłem się z łóżka. Moi współlokatorzy oczywiście już wyszli.
"Dzięki za obudzenie" - pomyślałem.
Pospiesznie zdjąłem piżamę, rzuciłem ją byle gdzie na łóżko i założyłem swoje codzienne ubranie. Przeczesałem włosy palcami, umyłem się i pospiesznie ruszyłem do kuchni żebrać o resztki. Tam jakaś uprzejma kucharka wyglądająca na około czterdzieści lat kazała mi spadać i na przyszłość budzić się wcześniej. Uznałem, że trzeba się ewakuować, gdy zaczęła snuć wywody na temat niefrasobliwej młodzieży.
"Czyli na głodniaka" - przeszło mi przez głowę. - "No tak, czemu by nie, nie ma to jak dobry początek dnia".
Ruszyłem do stajni po Amazonkę - moją okropnie wredną klacz. Kiedy tylko tam dotarłem, moim oczom ukazała się niska dziewczyna z rzucającymi się w oczy niebieskimi, trochę przechodzącymi w szary włosami.
-Cześć - rzuciłem.
"Łoł, ja to jestem rozmowny."
Dziewczyna odwróciła się. Była blada, co u nas, w Hiszpanii, było dość niespotykane. Jej podkrążone oczy były w kolorze burzowych chmur.
-Masz może chwilkę? Zaspałem na trening, podczas którego instruktor miał mnie najpierw oprowadzić. Może... Yyy... No wiesz, pokazałabyś mi co i jak?
Przez chwilę milczenia zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem, prosząc tę dziewczynę o to. Z pewnością nie była to zwykła nastolatka spotykana w supermarkecie.

<Ada? No po prostu musiałam to pierwsze opowiadanie napisać do Ciebie :3 >

piątek, 10 czerwca 2016

Powitajmy Harveya Arellano!


Imię: Harvey
Nazwisko: Arellano
Wiek: 20 lat
Wzrost: 185 cm
Charakter: Harvey nigdy nie może usiedzieć w miejscu. Wszystko go rozprasza - nawet najdrobniejsze przedmioty wokół mogą przyciągnąć jego uwagę. Bywa wybuchowy i gwałtowny. Często popełnia pochopne decyzje i daje się zanadto ponieść emocjom. Potrafi łatwo palnąć jakieś głupstwo, zanim pomyśli, jakie ma ono konsekwencje, przez co zdarzało mu się już mieć wiele kłopotów. Nie jest zbyt uczuciowy i nie lubi rozmawiać na temat siebie, a już w szczególności swojej historii. Doprowadza go do szały litowanie się nad nim z powodu jego rodziców - uzależnionego od alkoholu ojca, od którego Harveya i jego matkę uwolniła dopiero śmierć Antonia w wypadku samochodowym. Niestety na tamtą stronę pociągnął również Rosę. Może właśnie przez to, że Harvey wciąż był znany jako "ta sierota", wciąż odczuwa chęć wykazania się, co czasem jest dość męczące.
Gdy już podejmie jakąś decyzję, nie poddaje się w połowie drogi, ale walczy do końca. Ciężko wmówić mu, że jakaś sprawa jest przegrana, nawet, jeśli to niemalże oczywiste, że taka jest. Ma sarkastyczne poczucie humoru, co idealnie pokrywa się z jego charakterystycznym uśmiechem. Bywa... No cóż, dość wredny i egoistyczny, ale co poradzić? Przecież każdy z nas ma czasem takie napady.
Zainteresowania: Jazda na deskorolce i rowerze wyczynowym, koszykówka, piłka nożna, sprint. A oprócz sportu? Yyy... Gra na gitarze. Tyle. No co? Nie wszyscy muszą... ekhem, myśleć.
Cechy szczególne: Ma dysleksję i podejrzenia ADHD.
Rodzina: Jego ojciec to Antonio Arellano, natomiast matka - Rosa Arellano. Przynajmniej tak powiedzieli mu członkowie opieki społecznej, gdy według nich "na tyle dorósł, żeby poznać o nich prawdę".
Partnerka: Nadal czeka na swoją ślicznotkę, choć, znając Harveya, nie będzie zbyt podobna do tych księżniczek z bajek w koronkowych sukienkach.
Pokój: Z Sebastianem i Aaronem
Staż: 4 lata
Dyscyplina: Biegi przełajowe
Koń: Amazonka i Herkules
Login: tola288/ howrse
Zdjęcia:




Imię: Amazonka
Pseudonim sportowy: Guerrero de Plata
Wiek: 5 lat
Płeć: Klacz
Rasa: Koń achał-tekiński
Charakter: Amazonka nie bez powodu otrzymała takie imię. Jest niezwykle wojownicza i uparta, co upodabnia ją do greckich wojowniczek - Amazonek. Trudno ją okiełznać. Wszyscy uważają, że to wredna ryzykantka, co w sumie zawiera w sobie dużo prawdy. Ufa jedynie swojemu właścicielowi, który musiał wiele się namęczyć, aby zdobyć jej zaufanie, tym bardziej, że na uderzenia batem reaguje uderzeniami kopytem. Lepiej trzymać się z dala od jej "pola rażenia", jeśli nie chce się skończyć z siniakami. Łatwo ją zdenerwować. Nienawidzi ciasnych pomieszczeń. Są one kolejną rzeczą na długiej liście "wszystkiego, co doprowadza ją do szału".
Rodowód: Matka - Persefona, ojciec - Ares
Właściciel: Harvey Arellano


Imię: Herkules
Pseudonim sportowy: Brak
Wiek: 7 lat
Płeć: Ogier
Rasa: Koń holsztyński
Charakter: Herkules jest raczej spokojny. Nie nadaje się do jazdy, gdyż jego poprzednia właścicielka zaczęła go trenować skoków przez przeszkody, gdy był jeszcze zbyt młody. Herkules sprawia wrażenie, jakby chciał lada moment wyrwać się z innymi końmi do biegu, jednak trenerzy mu tego zabraniają ze względu na jego zdrowie. Rzadko kiedy kopie, lubi pieszczoty i głaskanie.
Rodowód: Matka - Gaja, Ojciec - Zefir
Właściciel: Harvey
Zdjęcia:

środa, 8 czerwca 2016

Od Jackie CD Christiana - Cała ja

"Może ty mi powiesz co będę robiła? Co będziemy robić?... Razem, przez całą noc!". Miałam ochotę uderzyć się z otwartej dłoni w twarz żeby tylko uciszyć niechciane myśli, ale w porę powstrzymałam się przed zrobieniem z siebie jeszcze większej idiotki.
- Właściwie to... - zaczęłam niepewnie - Chciałam pójść na spacer. Wtedy najlepiej się myśli, a ja, jak widać mam z tym w tej chwili małe problemy. Może przejdziemy się razem?
W napięciu czekałam na jego odpowiedź.
"Nie rób sobie nadziei! Ty jesteś głupia, a on ponadprzeciętnie inteligentny, więc to chyba oczywiste, że nie będzie chciał się z tobą zadawać. Nawet gdyby był idiotą z intelektem dorównującym twojemu nie poszedłby na spacer w nocy z dziewczyną którą zna od paru godzin".
- Ośrodek w nocy wygląda całkiem nieźle - przyznał - Nie mam nic przeciwko krótkiemu spacerowi.
- O matko! Nie wierzę, że się zgodziłeś! - wybuchnęłam płosząc Nathana, który zaskoczony odskoczył w najdalszy kąt boksu. Zanotowałam w pamięci żeby wynagrodzić mu to później paroma, wykradzionymi z kuchni marchewkami.
- To aż takie zaskakujące? - uniósł brwi zaskoczony.
- Tak! Znaczy... Nie, nie. No skąd - chociaż nie miałam we krwi nawet jednego promila alkoholu miałam wyraźne problemy z artykulacją, co szczerze powiedziawszy nie było specjalnie zaskakujące.
"Utrata zdolności porozumienia się powszechnie używanym językiem i najprawdopodobniej jakimkolwiek - kolejny symptom nieuleczalnej choroby potocznie nazywanej zakochaniem" - wyobraziłam sobie lekarza, który na mojej karcie zdrowia wielkim, czerwonym flamastrem zapisuje: Skazana na urok osobisty Christiana Victora Emanuela Blake'a.
- Jestem idiotką - westchnęłam.
- Z uprzejmości nie zaprzeczę - stwierdził wychodząc na zewnątrz. Pobiegłam za nim pamiętając o zgaszeniu świateł i zamknięciu za sobą wielkich drzwi stajennych. Jeśli któryś z ochroniarzy przyłapie nas poza pokojami o tej godzinie, będzie naprawdę kiepsko.

Christian?

Od Christiana CD Jackie - Cała ja

Widziałem jak dziewczyna wymyka się po cichu z pokoju w sztybletach, trzymając w ręku telefon. Śledziłem ją wzrokiem dopóki nie znikła za schodami, potem wbiłem spojrzenie w ścianę, zastanawiając się uporczywie. Wróciłem do pokoju, otwierając szafę i wyjmując kurtkę z Ralph Lauren. Co do tego, rodzice postarali się abym nie ubierał się w biedę, jak to powiedziała Emily, chyba najbardziej denerwująca kobieta na świecie. Sam jej widok mnie odpycha. Nie wiem jak można być z kimś takim, widocznie ojciec nie ma gustu wśród ludzi.
-A ty dokąd?- usłyszałem zaspany głos Daniela, który był ledwie słyszalny spod poduszki, a on sam gdy podniósł głowę z zamkniętymi oczami wyglądał jak żywy, zadbany trup.
-Przewietrzyć się. I spokojnie, kontrolować mnie nie musisz- stanąłem w przejściu.
-Mhm- mruknął coś pod nosem i wrócił z powrotem do obejmowania kołdry.
Ja natomiast obrałem kierunek- stajnia. Wiedziałem, że właśnie tam idzie Jackie. Mam do niej kilka pytań. Może nie rozmowę, ale przynajmniej obserwację.
Włożyłem ręce do kieszeni, rozglądając się dookoła gdy wychodziłem z budynku. Poczułem na twarzy rześki powiew wiatru. Cisza, która oblegała to miejsce była cudowna. Można było się nią pałać póki dzień na nowo nie wstanie.
Wszedłem do stajni, zwalniając krok. Nikogo nie było. Nawet J, która wyszła wcześniej ode mnie. Ruszyłem korytarzem wzdłuż boksów. Nie wiem w jaki sposób, ale w jednym z nich rozpoznałem wierzchowca Jackie. Oparłem się o drzwiczki. Ogier podszedł, powoli zbliżając swoje ciepłe chrapy i muskając mnie ciepłym powietrzem po dłoni. Położyłem dłoń na jego szyi, gładząc lśniącą sierść.
W tym samym momencie usłyszałem kroki. Wiedziałem kto to. Czułem jak dziewczyna posyła mi zdziwione spojrzenie. Ukryła swój wyraz twarzy niczym zawodowa aktorka, lecz nic nie odpowiedziała. Więc zacząłem pierwszy.

-…chyba pogrążyłam się jeszcze bardziej, prawda?- uniosła brwi, zniżając głowę, jakby za chwilę miała zostać skarcona przez rodziców za coś co źle zrobiła.
Cicho parsknąłem pod nosem, odwracając głowę w jej stronę i tym razem patrząc jej prosto w oczy. Zapadła chwila ciszy, podczas której Jackie spoglądała to na mnie to na Nathana.
-Mam być miły czy szczery?- spytałem, tym razem opierając się plecami o boks.
-Noo…- zastanowiła się- Niech będzie. Przyjmę tą raniącą krytykę. Szczerość- odwróciła się i pogłaskała swojego konia.
-Owszem, pogrążasz się. A najgorsze jest to, że wszyscy to widzą i wiedzą, twoja przemiła siostra również i chyba najbardziej to okazuje…
-Nie przejmuję się zdaniem innych- wtrąciła, zaprzeczając głową i z powrotem zwróciła swoje oczy w moim kierunku.
-Każdy się przejmuje. Tam w środku- wzruszyłem ramionami- Tylko inni mniej, inni bardziej. Jak ty to odczuwasz… pytać nie będę- pokręciłem głową- Nie moja w tym rzecz, ale to wiem na pewno- spojrzałem na zewnątrz- Ale dziękuję za opinię…- powiedziałem po chwili ciszy, posyłając jej pierwszy, widoczny uśmiech- Co zamierzasz zrobić o tak późnej porze? Bo chyba nie zastanawiać się nad swoim życiem przez całą noc?

Jackie?

Od Daniela CD Ady - Nie dać się złapać

Ruszyliśmy zalaną w niepewnym jeszcze słońcu ulicą. Blade promienie tańczyły w błękitnych włosach Ady, lśniąc co chwilę przedziwnym blaskiem. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, a kiedy moje oczy śledziły każdy szczegół na jej twarzy znów pomyślałem o festiwalu muzycznym i randce w Londynie. Potem jednak uświadomiłem sobie, że jesteśmy przyjaciółmi i żadna randka nie wchodzi w grę. To zaskakujące jak bardzo można nienawidzić, a jednocześnie kochać swoje życie. Czułem się tak jakbym chciał zrobić wszystko żeby po wakacjach spotkać się z Chrumkiem i usłyszeć, że dożyję późnej starości i w tym samym czasie nie mógł przestać myśleć o samobójstwie. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że żyję w jednym wielkim paradoksie, chociaż taki wniosek powinienem wysunąć już dawno temu. Już chciałem zaproponować Adzie pójście do kawiarni, ale zanim zdążyłem otworzyć usta z głębi kieszeni rozległ się uporczywy dzwonek mojej komórki. Dzwoniła Haven, a to nie wróżyło nic dobrego. Odrzuciłem połączenie uśmiechając się z satysfakcją. Na pewno potrzebowała teraz samochodu.
- Tym razem nie uda nam się chyba uniknąć kłopotów - rzuciła Ada, z powątpiewaniem obserwując jak chowam telefon.
- Prawdopodobnie nie - zaśmiałem się - Chodźmy na kawę.
Po chwili już siedzieliśmy w wielkich, bordowych fotelach przy stoliku w kawiarni i piliśmy zamówione napoje.
- Gdyby to od ciebie zależało, jak wyglądałoby twoje życie? - zagadnąłem, stukając palcami w tekturowy kubek. W zamyśleniu pogładziła szorstki podłokietnik fotela, ale nie usłyszałem jej odpowiedzi gdyż tuż obok nas nagle i zupełnie niespodziewanie pojawił się policjant.
- Daniel Wood? - zagadnął, wpatrując się we mnie uporczywie.
- Owszem, ale jestem prawie pewien, że powód dla którego się pan tutaj znajduje jest pomyłką - stwierdziłem starając się ukryć zdenerwowanie.
- Mogę cię zapewnić, dzieciaku, że wszystko się zgadza - warknął - Zgłoszono nam kradzież i wszystko wskazuje na to, że to ty jesteś złodziejem.

Ada? (Przepraszam za tą "powalającą" długość i za opóźnienia... Zawaliłam, wiem...)

wtorek, 7 czerwca 2016

Od Ellen CD Eliota - Nowy początek

Patrzyłam na niego jak na idiotę, którym zresztą był. Ale postanowiłam nie być aż tak straszna.
- Dziękuję za zaproszenie - powiedziałam to tak miłym głosem, że aż sama się przeraziłam. - Ale uwierz mi. Nie stać cię nawet na ekran tego telefonu. Tego modelu nie ma jeszcze w sprzedaży.
Wstałam i ruszyłam do wyjścia. Gdy tylko opuściłam stołówkę, skierowałam się do stajni. Czym prędzej osiodłałam Arystokratę i wsiadłam na niego, kierując się do lasu. Gdy tylko minęły mnie pierwsze drzewa, popędziłam go do cwału. Mogłabym tak jechać w nieskończoność, ale niestety, zobaczyłam przed sobą dwa konie stojące na środku ścieżki. Gwałtownie pociągnęłam za wodze ogiera, by wyhamował.
- Odbiło wam! - wrzasnęłam. Były to dwie dziewczyny. Jedna miała niebieskie włosy, a druga była blondynką. - Stać na środku ścieżki?! Jesteście aż takie głupie?! Mogłam w was wjechać! Zjeżdżać z drogi!
Nie odezwały się tylko przesunęły swoje konie bym mogła przejechać. Zrobiłam tak i dalej jechała już galopem, by uniknąć takich nieporozumień.


***


Po trzech godzinach męczenia mojego konia postanowiłam wrócić do ośrodka. Drogę powrotną pokonaliśmy w kłusie, by Arystokrata trochę ochłonął. Gdy podjechałam do stajni, zaczęłam rozsiodływać konia. Zobaczyłam że ten chłopak mi się przygląda.



<Elliot :3>

Od Miko CD Daniela - Przyznanie się do błędu jest pierwszym krokiem do doskonałości

Ciężko było mi to przyznać, ale miejsce które pokazał mi Daniel było niesamowite. Zeskoczyłam z Cezara i poluzowałam mu popręg. Podeszłam z nim do brzegu jeziora. Koń napił się i wszedł do wody po brzuch, wydając radośne rżenie.
- Tak dzieciaku! - powiedziałam do niego. - WODA!
Daniel zaśmiał się i razem ze swoim koniem podszedł do nas.
- Idealne miejsce na pierwszą randkę - zrobił minę, przez którą nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Nachyliłam się do jego ucha. Ten wykorzystał okazję by mnie objąć. Zignorowałam to i wyszeptałam mu do ucha.
- W twoich snach cwaniaku.
Po czym odsunęłam jego ręce uwalniając się tym samym z uścisku. Cazar dalej bawił się w wodzie. Takie wieczne dziecko, co poradzę. Przemyłam twarz wodą po czym położyłam się na trawie. Słońce świeciło bardzo mocno, więc chciałam się poopalać. Leżałam może mniej niż 3 minuty, gdy chłopak zasłonił mi lampę.
- Idź sobie Królu Pawiu! Zasłaniasz mi słońce!
- Królu Pawiu? - udał mocno dotkniętego. - Dlaczego?
- Bo jesteś dumny jak paw i myślisz że wszystko ci wolno.
- Mogę się położyć obok moja miła?
- Zakazu nie widzę, tylko weź się przesuń.
Posłuchał i jak nowo narodzony, z ogromnym zapałem położył się obok. Zbliżył się trochę za blisko
- Przestrzeń osobista młotku - powiedziałam spokojnie ale poważnie.
Zrezygnowany odsunął się. Ja w tym czasie przeczyliłam głowę by spojrzeć na Cezara. Wyszedł już z wody i zajadał się wraz z koniem Daniela soczystą trawą. Patrzyłam na nich chwilkę po czym zasnęłam. Ale gdy po pewnym czasie otwarłam oczy, znajdowałam się w objęciach Daniela.



<Królu Pawiu? XD Odpiszesz Danielu? Co Miko robi w twoich ramionach? XD Wytłumacz się! XD>

Witamy Jasmine Liar!

Imię/Imiona: Jasmine (Jaz)
Nazwisko: Liar
Wiek: 18 lat
Wzrost: 158,5 cm
Charakter: Jaz to przede wszystkim bardzo przyjazna osóbka. Wielka marzycielka i optymistka. Bez trudu znajduje sobie nowych przyjaciół. Wszędzie jej pełno. Gadatliwa, bywa to czasem denerwujące, ale z nią przynajmniej się nie nudzisz. Potrafi myśleć o stu rzeczach naraz. Często najpierw mówi, a potem myśli. Nienawidzi się spieszyć, a niezwykle często się spóźnia. Jak można zauważyć, nie jest nieśmiała, ale odważna też nie. Tryska energią, która chyba nigdy jej się nie skończy. Kocha towarzystwo, jak i samotność. Zapominalska, myśli o niebieskich migdałach w najmniej odpowiednich na to chwilach, ale serio można jej zaufać. Pomocna i tolerancyjna. Nieogarnięta. Wbrew pozorom jest bardzo inteligentna. Nauczyła się nie nudzić, umie zorganizować sobie czas. Nie jest uparta ani wrażliwa. Cóż, nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć, musisz ją poznać, ale pewnie ona pozna się pierwsza.
Zainteresowania: Jaz kocha rośliny i zwierzęta. I książki. Czyta bardzo dużo. Sama też pisze.
Cechy szczególne: Nienawidzi swojego pełnego imienia, boi się pająków i owadów, nie ma klaustrofobii, ale nie lubi małych przestrzeni, za to kocha te wielkie i otwarte, wychowała się na wsi.
Rodzina: Oj, tego jest dużo. Jaz wychowała się w naprawdę wielkiej rodzinie. Wszyscy mieszkają w jednej, małej wiosce na wsi. Ominę więc wszystkie babki i ciotki, będzie tylko ta najbliższa.
Matka: Katherine
Ojciec: Albert
Młodsze siostry: Jessica, Sylvia, Christina
Starszy brat: Tobias
Młodszy brat: Alexander
Partner/ka: Jaz nigdy nie spotkała tego jedynego, ale ma nadzieję, że kiedyś go znajdzie.
Pokój: z Miko i Ellen
Staż: Właściwie jeździ konno od zawsze. Odkąd tylko pamięta. Jej rodzina ma konie.
Dyscyplina: Jaz szykuje się do WKKW, ale najbardziej kocha biegi przełajowe.
Koń/Konie: Bailando i Rosemary
Login: WerusiaK

Imię: Bailando
Pseudonim sportowy: Lazy Sunday
Wiek: 6 lat
Płeć: wałach
Rasa: Nie wiadomo
Charakter: Bailando to bardzo przyjazny koń. Słucha wszystkich poleceń i zawsze daje z siebie wszystko. Jest inteligentny i zdolny. Szybko się uczy. Zazwyczaj spokojny i opanowany, ale czasami wierzgnie radośnie lub strzeli baranka. Nie wiadomo skąd, nauczył się kuleć na zawołanie, na szczęście nie wykorzystuje tego, gdy nie chce mu się pracować. Może dlatego, że on zawsze jest chętny do pracy. Jest też mistrzem w gryzieniu przedmiotów. Najczęściej są to rzeczy jego jeźdźca.
Rodowód: brak
Właściciel/Właścicielka: Jasmine Liar
Zdjęcia: 



Imię: Rosemary
Pseudonim sportowy: brak
Wiek: 10 lat
Płeć: klacz
Rasa: kuc
Charakter: Rosemary, zwana przez swoją właścicielkę Marysią, jest przede wszystkim bardziej uparta niż niejeden osioł. To po prostu diabeł wcielony. Jest bardzo złośliwa. Kopie i gryzie. Ludzie mówią, że wzrost nadrabia charakterem. Lecz u niej wzrost nie ma znaczenia. Rose skacze wspaniale. Jest jednak trochę wolna. Niechętna do współpracy, bryka i staje dęba próbując zrzucić jeźdźca. Potrafi jeść, jeść i jeść. Nie wiadomo jak Jasmine daje sobie z nią radę. Ale jakoś daje. Razem stanowią świetną parę. Mimo tych wszystkich złych cech, Marysia jest naprawdę uroczym i kochanym konikiem.
Rodowód: matka: Sandwich ojciec: Chili
Właściciel/Właścicielka: Jasmine Liar

niedziela, 5 czerwca 2016

Od Aarona C.D. Alexandry - Odwaga to pierwszy krok w odkrywaniu swojej wartości

Siedziałem oglądając po raz kolejny filmik, który uwieczniał upadek siedzącej obok mnie, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, Alexandry. Patrzyłem to na nią to na telefon. Chciałem powiedzieć jej, że jestem pełny podziwu, że w ogóle wsiadła na konia po tym wypadku, ale przeszkodził mi grzmot. To niebo. W trakcie naszej małej wycieczki niebo zaczęło okrywać się chmurami, niczym pierzyną, ale żadne z nas nie zwróciło na to uwagi. Alexandra momentalnie wstała i zaczęła na powrót siodłać Angel'a. Ja sam gwizdnąłem na konie, które pasły się nieopodal i wsiadłem na grzbiet Vegasa. Kiedy oboje byliśmy gotowi ruszyliśmy lekkim galopem w stronę stajni. 

***

Konie wkłusowały do stajni. My, ubrani w koszulki z krótkim rękawem, cali przemoknięci i roześmiani. Zsiedliśmy z koni, oporządziliśmy i wstawiliśmy do solarium. Następnie zaprowadziliśmy je do boksów i założyliśmy derki. Towarzyszyły nam przy tym dobry humor i śmiech. Przez większą część drogi do stajni jechaliśmy w ciszy, aż Alexandra rzuciła lekkim żarcikiem, który rozluźnił atmosferę. 
- No dobrze, panno Alexandro! - rzekłem oficjalnie, kłaniając jej się w pas - Czy zgodzi się panna, pójść ze mną do stołówki po gorącą czekoladę?

<Alexandro?>

czwartek, 2 czerwca 2016

Od Andrew CD Amandy - Coś się kończy, coś się zaczyna

Zastanowiłem się chwilę nad jej słowami.
- Od zawsze imponowały mi ich siła, wytrzymałość i odporność na trudne warunki. Konie w sam raz dla mnie. Równie dobrze mógłbym startować z Drake’iem w wyścigach, ale jakoś zbytnio nic mnie do nich nie ciągnie. Oprócz niego, mam w stajni jeszcze klacz, Latte, którą staram się stopniowo ujeżdżać- odparłem.
- A więc, biegi przełajowe?- spytała.
- Dokładnie- potwierdziłem, patrząc na ogiera.
- Latte też jest achał-tekinem?- strasznie ciekawska bestyjka.
- Nie, ona to taki mieszaniec. Drake w porównaniu do niej to oaza spokoju- stwierdziłem, unosząc lekko jeden kącik ust- A ty, co trenujesz?- dodałem.
- Biegi- odparła krótko.
- No, to będziemy się częściej widywać- puściłem do niej oczko.
- Pfff- odwróciła się, ale na jej twarzy zagościł uśmiech.
Podszedłem do niej od tyłu, łapiąc ją delikatnie w talii i kładąc głowę na jej ramieniu, zatapiając nos w blond włosach i przymykając oczy. Ku mojemu małemu zdziwieniu, dziewczyna na to nie zareagowała. Nie odsunęła się ani nie dała mi w twarz. Jakiś plus.
- Masz miękkie włosy- mruknąłem.

<Amanda?>

środa, 1 czerwca 2016

Od Ady CD Daniela -Nie dać się złapać

- Nigdy nie byłam na żadnym stadionie - przyznałam ostrożnie. Rozejrzałam się po ogromnej arenie z nienagannie przystrzyżoną murawą i kolorowymi trybunami. Na początku jej wielkość mnie odrobinkę przeraziła.
- Kiedyś zabiorę cię na jakiś mecz - stwierdził, uśmiechając się szeroko. Wtedy zrobiłam coś nieoczekiwanego i zupełnie niepodobnego do mnie, bo wybuchnęłam głośnym, perlistym śmiechem. Położyłam chłopakowi dłonie na szerokich ramionach, żeby później wspiąć się na palcach i dać mu całusa w policzek. Moje białe dotąd lico ożywił delikatny rumieniec.
- Berek - zaśmiałam się, cofając parę kroków do tyłu. Kiedy nieco zdziwiony Daniel rzucił się za mną w pogoń, czmychnęłam w przeciwnym kierunku. Chłodny wiatr wpadający przez otwarty dach stadionu połaskotał mnie w twarz, zrzucając na plecy gruby warkocz. Szanse nie były wyrównane, więc chłopak dopadł mnie już po chwili, przewracając na ziemię. Zrobił to z wyczuciem, tak abym nie zarobiła guza. Zawisł nade mną na wyprostowanych rękach i wyszczerzył się z satysfakcją.
- Złapałem cię - oświadczył pochylając głowę i tym samym łaskocząc mnie gorącym oddechem.
- Nie gramy w rugby - zachichotałam cicho, spróbowawszy go wcześniej odepchnąć. Bez rezultatu. Nie miałam wyboru, musiałam patrzeć mu prosto w oczy.
- Nie? - udawał zdziwionego, a ja zorientowałam się, jak blisko siebie znajdowały się nasze usta. Nie wiem do czego by doszło, gdyby nie ochroniarz, który pojawił się nagle po drugiej stronie trybun. Daniel poderwał się na nogi, przyciągając mnie do swojej klatki piersiowej.
- Ej! Dzieciaki, co wy tu robicie?! - dalsze krzyki barczystego mężczyzny, zagłuszyły nasze kroki, kiedy biegliśmy do wyjścia. Pokonawszy korytarz i drzwi, z powrotem znaleźliśmy się na parkingu. Słońce rozpędziło na niebie brunatne chmury, będąc jakby zapowiedzią kolejnego pogodnego dnia. Chłopak oparł dłonie na kolanach, uspokajając mocno bijące serce. Ja także czułam krążącą w żyłach adrenalinę.
- Było zabawnie - rzucił. Widziałam błyski rozbawienia w jego oczach.
- Wiedziałeś, że tam będzie? - zapytałam, wydymając dolną wargę.
- Kto?
- Ochroniarz - odparłam, przewracając leciutko oczami.
- Raczej spodziewałem się, że ktoś tam może być - wyznał z cieniem zawadiackiego uśmiechu na ustach. Pokiwałam głową ani trochę nie żałując jednak, że tu przyjechaliśmy. Stąd dostrzec można było urzekające zabudowania Cardiff.
- Przejdziemy się po mieście? - spytałam, posyłając mu krótkie spojrzenie spod rzęs.

<Daniel?>
ja tu jeszcze przypomnę o tym opowiadaniu, no → o tutaj! i czekam na czyjś odpis ;3

Od Christiana -Osiągnąć coś niemożliwego

Stajnia była pusta. Nikogo w środku, nikogo wokół. Prócz stajennych rzecz jasna. Jakby słońce, które dziś tak mocno dawało o sobie znać wygoniło wszystkich do pokoi lub domów. Tylko nieliczni gdzieś w dali trenowali.
W powietrzu było czuć zapach świeżego siana oraz lnu, który był wymieniany. Stukot kopyt o bruk i pojedyncze rżenie koni z łąki, próbujące porozumieć się ze swoimi towarzyszami, którzy jeszcze nie doznali zaszczytu wyprowadzenia.
Mijałem kolejno boksy, czytając tabliczki z imionami i rodowodami niektórych wierzchowców. W końcu zatrzymałem się przy numerze 13. Tak, szczęśliwa liczba. Gdybym nie był takim realistą, może wierzyłbym w takie coś jak pech. A powinienem. Akurat ten pech stoi teraz w boksie, odwrócony tyłem, jakby miał cały świat w zadku i spogląda z skierowanymi do przodu uszami przez okno.
-Hazard- otworzyłem powoli zamek.
Ogier pomimo tego iż mnie widział, nie odwrócił się, stojąc jak słup soli, wpatrzony w okienko, oddychając powoli swoimi ogromnymi chrapami. Przejechałem dłonią po jego grzbiecie i klatce piersiowej, czując jego ustabilizowany oddech i rytmiczne bicie serca. Schylił głowę i obwąchał kieszenie.
-Nic nie ma- koń odwrócił się w moim kierunku.
Wziąłem szczotki w ręce i przejechałem zwinnymi, szybkimi ruchami po jego aksamitnej sierści. Na tą chwile jest spokojnie. Zobaczymy jak po wyjściu z boksu.

I tak jak podejrzewałem. Ścisnąłem mocno wodze w dłoni, aby czterolatkowi znów nie odbiła szajba. Dobrze znał drogę do hipodromu, a jeszcze lepiej wiedział co teraz będzie robił. Oczywiście prawie wszystko wbrew mej woli. Gdyby nie jego nieposłuszeństwo, nie byłoby tych wszystkich wyników.
Na niebie zaczęły zbierać się ciemne chmury- pierwsze oznaki zbliżającej się burzy i ulewnego deszczu. Trudno pomyśleć, że za chwilę to piękne słonce ma udostępnić nieboskłon.
-Za chwilę dam ci luz- powiedziałem do Hazarda, poprawiając popręg.
Pomimo ogromnego skupienia, włożonego w samego konia i zbliżającego się treningu, nie dało zauważyć się drobnej osóbki, która stała nieopodal. Promienie słoneczne odbijały się od jej niebiesko-siwych włosów, splecionych w grubego, długiego warkocza i apatycznej miny. Swoje oczy wbiła w tor i wpatrywała się w coś.

Ada?

Od Daniela CD Ady - Nie dać się złapać

- Jeśli raz nie pojawisz się na treningu, nic się nie stanie - stwierdziłem patrząc przed siebie - A ja chciałbym ci coś pokazać.
Chwyciłem ją za rękę nim zdążyła odmówić, powiedzieć, że jednak powinna pojawić się na jeździe i zaprowadziłem na parking. Nie miałem własnego samochodu, ale jeszcze w Londynie ukradłem kluczyki do wozu Haven i dorobiłem sobie własne. Na szczęście była gdzieś w ośrodku bo bordowy SUV stał spokojnie pomiędzy samochodami pozostałych członków kadry. Otwarłem przed nią drzwi od strony pasażera po czym okrążyłem samochód i wsiadłem na moje miejsce za kierownicą.
- Spodoba ci się, zobaczysz - zapewniłem, uśmiechając się do niej szeroko czego nie mogła dostrzec, wpatrując się w szybko oddalające się budynki Fortunate Equum. Skupiłem wzrok na drodze, stukając palcami w kierownicę. Po chwili uciążliwego milczenia włączyłem radio w którym leciała właśnie jedna z piosenek Jamesa Bay'a. Nie znałem jej za dobrze, ale kiedy zabrzmiał refren zacząłem podśpiewywać razem z Jamesem:
- I'll come aroun if you ever want to be in love...
Ada dalej patrzyła przez okno, za którym powoli pojawiały się zabudowania i przedmieścia Cardiff do którego jechaliśmy, ale wiedziałem, że usłyszała co zaśpiewałem. Wiedziałem, że tak jak Bay będę czekał na to, aż Ada zapragnie miłości i zdecyduje wspiąć się wyżej, ponad naszą przyjaźń. Z auta Haven wysiedliśmy szybciej niż mógłbym się tego spodziewać. Zatrzymaliśmy się na środku błyszczącego od deszczu parkingu. Był zupełnie pusty, a mleczna mgła i nisko zawieszone chmury dodawały mu ponurego nastroju. Odetchnąłem głęboko i nie pytając o zgodę chwyciłem Adę za rękę. Potarłem kciukiem wierzch jej zmarzniętej dłoni, kiedy ruszyliśmy w stronę gigantycznego budynku przed nami.
- Co to jest? - spytała niepewnie.
- Zobaczysz - uśmiechnąłem się - Wygląda raczej odrażająco, ale od środka robi wrażenie.
Weszliśmy bocznym wejściem, które pokazał mi kiedyś mój kumpel zanim wywalili go z posady recepcjonisty. Znaleźliśmy się w wąskim korytarzu którym szybko przeszliśmy do niewielkiego pomieszczenia pełnego drzwi. Wybrałem jedne z nich i otwarłem, przepuszczając Adę przodem.
- Witaj na największym stadionie w Europie - Milleniu Stadium! - krzyknąłem, a echo mojego głosu rozniosło się po wielkiej hali oświetlonej milionami reflektorów. Zaprowadziłem ją na sam środek równo przystrzyżonej murawy z dumą rozglądając się po pustych trybunach. Chociaż włamanie na teren boiska nie było bohaterskim czynem, w tej chwili czułem się jak zwycięzca.
- Podoba ci się?

Ada?

wtorek, 31 maja 2016

Od Jackie CD Christiana - Cała ja

"Jesteś sierotą, obok ciebie siedzi super przystojny chłopak i po raz pierwszy czujesz coś, co można by nazwać zakochaniem, czyli okazuje się, że jednak masz serce" - podpowiadał cichy głos w mojej głowie, podczas gdy szukałam w pamięci czegoś co byłoby wystarczająco dobrym sekretem, a jednocześnie nie ośmieszyłoby mnie przed tyloma klubowiczami.
- Eeem... - mruknęłam chcąc zyskać na czasie. "Alicja w Krainie Czarów też powiedziała Eeem, kiedy nie potrafiła wymyślić fałszywego imienia podczas partyjki krokieta u królowej Kier. Jesteś jak ona!". Zawsze, kiedy próbowałam się skoncentrować zwracałam uwagę na zupełnie nieistotne szczegóły, które rozpraszały mnie jeszcze bardziej.
- Mam straszny, lęk wysokości po tym, jak samolot którym leciałam do Włoch rozbił się - wypaliłam w końcu. Zanim jeszcze skończyłam mówić uświadomiłam sobie, że wcale nie miałam ochoty dzielić się tym z innymi. Było już jednak za późno. Wszyscy taktownie pozostawili moje słowa bez komentarza i jedynie Courtney posłała mi wredny uśmieszek. Gra toczyła się dalej, ale aż do końca nie wypadło ani na mnie, ani na Chrisa w którego wpatrywałam się ukradkiem, tak żeby nikt tego nie zauważył. Cóż... Nie udało mi się. Po skończonej "butli" wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, a ja, wiedząc, że i tak nie zasnę, nękana wspomnieniami jego palców na mojej skórze, naciągnęłam na siebie pierwszy lepszy sweter oraz sztyblety i unikając strażników przekradłam do stajni. Chciałam posiedzieć trochę z Nathanem, bo przy nim zawsze najłatwiej było mi zebrać myśli. Jednak kiedy stanęłam przed boksem wałacha, już wiedziałam, że nie będzie mi dane uspokoić rozbieganej fantazji wciąż na nowo podsuwającej mi obrazy Christiana. Właśnie ON stał przy Nathanie gładząc jego, lśniącą w słabym świetle, sierść, zupełnie jakby na mnie czekał.
- Gapiłaś się na mnie przez cały czas - zauważył, uśmiechając się niemal niezauważalnie.
- Nie prawda! - zaprzeczyłam gwałtownie, jednak widząc, że nie przekonało go moje kłamstwo westchnęłam z rezygnacją - Niech ci będzie. Gapiłam się...
- Czemu? - spytał, unosząc nieznacznie brwi.
"I on się jeszcze pyta?! Już przyznałaś się do tego, że nie mogłaś oderwać od niego wzroku i masz jeszcze mówić mu, że jest przystojny? Nie ma mowy! Wymyśl coś innego. Powiedz na przykład, że ma pryszcza, albo rzęsę na policzku... Cokolwiek tylko nie to, że jest przystojny!" - awanturował się głos.
- Bo jesteś przystojny - wypaliłam zanim zdążyłam się powstrzymać.
"Nie ogolił się dokładnie, ma mono-brew, gigantyczny nos, malinkę! To wszystko kłamstwa, ale czasami lepiej kłamać niż powiedzieć prawdę!".
- I... Masz mono-brew - dodałam pośpiesznie, a kiedy tylko uświadomiłam sobie, że powiedziałam to na głos poczułam jak moje policzki oblewa fala gorąca - Znaczy się... Nie masz... Ja tylko.... Chciałam poprawić moją sytuację, ale chyba pogrążam się jeszcze bardziej, prawda?

Christian? (To dobrze, bo J jest chyba coraz trudnej się ogarnąć XD)

Od Christiana CD Jackie - Cała ja

Zakręciłem butelkę, potem znów prostując plecy i czekając aż główka butelki wypadnie na szczęściarza, który otrzyma zadanie bądź pytanie ode mnie.
Od zawsze, pamiętam, znajomi ciągnęli mnie do tego typu zabaw. Zawsze zrobiliśmy coś śmiesznego, jednak ja nigdy nie potrafiłem nic oryginalnego wymyślić. Dużo się nie zmieniło od tamtego czasu. A towarzystwo duże i roześmiane jak zwykle. Tylko Jackie siedziała jakby spięta, w opuszczonym na ramieniu warkoczu i posyłała rówieśnikom co chwila spojrzenie. I właśnie to na nią wypadła kolej. Przyjrzała się dokładnie butelce, jakby chciała sprawdzić czy na pewno szyjka wskazywała na nią. Gdy atmosfera ucichła, posyłając mi zaciekawione spojrzenia, skierowałem wzrok na wpatrującą się we mnie pytająco dziewczynę.
-Ja mam pomysł!- wyrwał się Daniel, który jak zdążyłem zauważyć, ciągle wpadał na „genialne” pomysły.
-Panu dziękujemy na razie- posłała mu złośliwy uśmiech J- Nie chce być ponownie czesana.
-Może tym razem szczotą do kibla? Nabierzesz wprawy w posługiwaniu się nią- VV oparła podbródek o dłoń, uśmiechając się, zadowolona ripostą.
-To zadanie idealne dla ciebie. Dziękuję, że mi podsunęłaś pomysł- odwzajemniła się Jackie.
-Dziewczyny, ogarnąć się- któraś z dziewczyn, nie wiem jaka, bo nie zwróciłem większej uwagi, chciała poprawić sytuację.
-Sama się ogarnij- odburknęła Courtney- To nie ja wyglądam jakby mi szop na głowę wskoczył i podrapał całą twarz... A zresztą... mam zadanie dla mojej kochanej siostrzyczki- podeszła i szepnęła mi na ucho, posyłając niewidzialnego buziaka w jej stronę.
-Powiedz swój najskrytszy, najczarniejszy sekret- powtórzyłem słowa VV.
-No właśnie J... podziel się z nami swoimi sekrecikami...
Jackie otworzyła usta, lecz po chwili z powrotem je zamknęła, jakby się zastanawiając i szepcząc pod nosem „Ale ja nie mam żadnych”, jednak na tyle głośno by kilka osób usłyszało.
-Przestań! Każdy ma...

Jackie?
Mi tam nie przeszkadza c:

Od Clarissy C.D. Elliota

- Dam radę Elliot - uśmiechnęłam się lekko. - Nie pierwszy raz spadłam z konia.
Wymieniliśmy uśmiechy, po czym otrzepałam spodnie i koszulkę z piasku i wszystkiego co znajdowało się na ścieżce. Prince stał kilka kroków przede mną z opuszczonym łbem i położonymi uszami. Nogą grzebał w ziemi. To taki jego sposób przepraszania. Podeszłam do niego i pogłaskałam go po czole.
- Nic się nie stało kochany. - podniósł łeb. - Dalej cię kocham.
Pocałowałam go i lekko kuśtykając doszłam do siodła. Prince - z racji że jest bardzo mądrym i uczuciowym konikiem - uklęknąl bym mogła spokojnie wejść na jego grzbiet. Elliot patrzył na to z niedowierzaniem. Gdy siedziałam wygodnie, koń podniusł się.
- Jak to zrobiłaś? - zapytał chłopak. - W sensie...
Pokazał palcami coś co miało przypominać całą sytuację.
- On tak przeprasza.
Pogłaskałam ogiera po szyi i uśmiechnęłam się.




<Elliot>

Od Amandy C.D. Andrew - Coś się kończy, coś się zaczyna

-Ta woda jest okropnie zimna!-krzyknęłam, udając obrażoną. Tak naprawdę sytuacja była bardzo zabawna i duchu pękałam ze śmiechu.
-Oj, nie przesadzaj.
Wyszłam ze strumyczka i wycisnęłam końcówkę bluzki. Byłam cała mokra. Począwszy od włosów i skończywszy na butach. Na całe szczęście słońce grzało niemiłosiernie, więc liczyłam na szybkie wyschnięcie. Spojrzałam na Hackera, pasącego się w cieniu. Po chwili przeniosłam wzrok na ogiera należącego do chłopaka. Smukłe i długie nogi, umięśniony zad i prosta szyja, nadająca dostojności. Od razu rozpoznałam w nim achał-tekina.
Podeszłam do niego i wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Niepewnie musnął mnie chrapami. Hacker cicho zarżał, gdy zauważył, że poświęcam uwagę innemu koniowi.
-Dlaczego postawiłeś na akurat tę rasę?-pytanie skierowałam do Andrew. Byłam bardzo ciekawa. Ostatnio tak rzadko spotykałam achał-tekiny, a to takie piękne konie i jakże eleganckie konie.

<Andrew?> 

poniedziałek, 30 maja 2016

Od Ady CD Daniela -Nie dać się złapać

- To tylko słowa. Każdy jest tak samo wart, by je usłyszeć - wyszeptałam wreszcie, patrząc na niego spod półprzymkniętych powiek. Ani się obejrzałam, kiedy zostaliśmy samiuteńcy. Wyciągnęłam w stronę Daniela rękę, która niepewna chwilę zawisła w powietrzu. Potem jakby zdecydowana, delikatnie ujęłam jego twarz w dłonie. Zimnymi palcami oplotłam podbródek chłopaka, gładząc bez pośpiechu jego żuchwę. Skóra Daniela była zaskakująco ciepła, prawie paliła mnie w opuszki. Otworzyłam leciutko usta i opuściłam rękę na kubek. Podniosłam go, dopijając chłodną herbatę.
- Nie mówmy więcej o umieraniu - poprosiłam i wydawało mi się, że mój głos nagle stał się piskliwy. Powoli szarpnęłam krzesłem, później odsuwając się od stołu.
- Zaczekaj - powiedział natychmiast i wstał razem ze mną. Nie zaczekałam. Ale zanim dotarłam do drzwi, odwróciłam się jeszcze do Daniela i zmierzyłam go łagodnym spojrzeniem.
- Będziemy nadal przyjaciółmi, dobrze?
I wyszłam, nie tyle z jadalni, a z budynku, bo miałam taką ochotę. Deszcz nie padał znów tak ulewnie jak wcześniej, krople spadały nierównomiernie i parami. Nie wiem co ja sobie myślałam wtedy, bardziej wtedy i najbardziej wtedy. Wyjęłam z kieszeni bluzy, z resztą tej samej, którą miałam na sobie pierwszej nocy, papierosa i niezapalonego wcisnęłam sobie między wargi. Usiadłam na starych schodach gdzieś w zapuszczonej części ośrodka i oparłam policzek na dłoni. Zamknęłam oczy i nie otworzyłam ich nawet gdy poczułam obok siebie czyjeś ciało. Pachniało znajomo. Daniel wydobył z kurtki małą zapalniczkę, po czym bez pytania przytknął ogień do mojego papierosa. Nasiąknięty wilgocią tytoń nie zapalił się. Wyciągnęłam go z ust, przez moment obracając w palcach.
- Zaraz mam trening - odparłam bardziej do siebie. Chłopak pokiwał w zamyśleniu głową.

<Daniel? (coś smuuutno się zrobiło, o nie ;u)>

Od Jackie CD Christiana - Cała ja

"O nieee..." - jęknęłam w duchu patrząc jak Chris idzie do naszej łazienki i wraca z moją szczoteczką do zębów. Kiedy Daniel zastanawiał się nad zadaniem dla niego wszystkie moje nerwy zgodnie skandowały "Powiedz, żeby mnie pocałował! Powiedz, żeby mnie pocałował!". To byłoby romantycznie nawet w obecności innych uczestników butli, jednak głupi Dan musiał wybrać czesanie i to na dodatek moich włosów, które w kontakcie ze szczotką, jak na złość, stawały się jeszcze bardziej sterczące. Kiedy Christian kucnął obok mnie ze szczoteczką w dłoni zerknęłam przelotnie na jego usta, wracając myślami do wyimaginowanego pocałunku. "Jack! To nie jest odpowiednia chwila! Ogarnij się i przestań myśleć o nim w ten sposób!" - skarciłam się w myślach przenosząc wzrok na jego oczy. I to był błąd. Karmelowa głębia znów pochłonęła mnie całkowicie sprawiając, że jeszcze trudniej było mi zebrać myśli.
- Odwróć się - nakazał miękko. "Jaki on ma cudowny głos..." - rozmarzyłam się, jednak zaraz dotarło do mnie znaczenie jego słów i wykonałam polecenie.
- Czyli warkocz, tak? - upewnił się. Był tak blisko, że czułam jego oddech na szyi. Przeklinając w myślach moją nienormalność i nierozgarnięcie emocjonalne zerknęłam w bok. Courtney włączyła już nagrywanie w swoim nowym telefonie.
- W warkoczu wyglądam okropnie - próbowałam się bronić, ale Dan kategorycznie stwierdził, że ma to być warkocz, więc nie miałam nic więcej do powiedzenia. Przeczesując moje włosy szczoteczką Chris zagarnął je do tyłu przypadkowo trącając palcami moją skroń. W pierwszej chwili miałam ochotę się roześmiać - na każdym skrawku ciała miałam łaskotki, ale zaraz potem poczułam jak skóra w tym miejscu pali mnie żywym ogniem, tak samo jak policzki.
- Pierwszy raz ktoś czesze mnie szczoteczką do zębów - przyznałam starając się ukryć zażenowanie. "Gdzie uciekła moja pewność siebie?! Może ktoś ją widział, albo co gorsza zabrał mi ją podstępnie". Zawsze napadały mnie idiotyczne myśli kiedy się stresowałam, więc i tym razem nie dziwiły mnie wcale pozbawione sensu przemyślenia.
- Nie słuchaj jej Chris - poradziła Courteny, tak żeby na nagraniu było to doskonale słyszalne - Ona robi to zawsze rano, jak myśli, że nikt nie patrzy. To cud, że nie myli szamponu z pastą do zębów.
- Bo ty, kochana masz doświadczenie w tej dziedzinie, prawda? - odgryzłam się.
- Koniec - stwierdził mój "fryzjer" zanim VV zdążyła poczęstować mnie ciętą ripostą.
- Nie wyglądasz wcale tak źle - stwierdził Daniel dobrodusznie, po czym mrugnął do Christiana, co dostrzegłam znów odwracając się przodem do koła.
- Teraz ty kręcisz - rzuciła Florence do Christiana, kiedy ten pośpiesznie wrócił na swoje miejsce. Zawsze myślałam, że prześladuje mnie wyjątkowy pech, ale teraz uświadomiłam sobie, że to chyba nigdy się nie zmieni. Szyjka butli zatrzymała się dokładnie na mnie.
- Zadanie - mruknęłam niepewnie, rzucając Chrisowi pytające spojrzenie.

Chris? (J wydaje się być zupełną wariatką, ale to tylko jej pochopne marzenia... Mam nadzieję, że do tego przywykniesz XD Z resztą powinna się po jakimś czasie ogarnąć).

Od Daniela CD Miko - Przyznanie się do błędu jest pierwszym krokiem do doskonałości

Rzadko jeździłem na oklep i już zdążyłem zapomnieć jak bardzo to lubię. Kiedy tylko Haven opuściła stajnię zabrałem Victora z pastwiska i zakładając mu jedynie ogłowie uciekłem, pozostawiając zabudowania klubu daleko za sobą. Wciąż poganiałem mojego konia, mając nadzieję, że uda nam się dogonić Miko. Nie wiedziałem w jaką stronę pojechała, więc jechałem jedynie przed siebie. Choć ten pomysł odnalezienia Miko był równie głupi jak wszystkie inne, które przyszły mi do głowy po kilkudziesięciu minutach postać dziewczyny na koniu wyłoniła się z pomiędzy drzew, a kiedy zbliżyłem się bardziej miałem już pewność, że to ONA. Uśmiechnąłem się zwalniając i zatrzymując się tuż obok niej.
- Chciałaś mi uciec? - zagadnąłem, unosząc brwi w geście zaskoczenia - Nie dam się tak łatwo spławić, nie martw się.
- Dziwię się, że twój koń nie chce do ciebie uciec - prychnęła, znów ruszając stępem przez las. Jechałem obok niej, nie mogąc przestać się uśmiechać mimo usilnych prób udawania zranionego jej słowami.
- Też jest świrem - wyjaśniłem, klepiąc spoconą po szaleńczym biegu szyję wałacha - Jesteśmy siebie warci.
- Już on wygląda na inteligentniejszego od ciebie - zaśmiała się.
- Cóż... Możliwe, że masz rację - wzruszyłem ramionami, również parskając śmiechem, który w porównaniu z jej uroczym chichotem wypadł wyjątkowo głupio.
- Co to było? Tam w stajni? - spytała po chwili milczenia.
- Nic istotnego - stwierdziłem lekceważąco - Czasami po prostu zapominam o lekach. Nic więcej.
- Nastraszyłeś mnie trochę - westchnęła, jednak zaraz potrząsnęła głową z wrednym uśmieszkiem - Udawajmy, że tego nie powiedziałam. Jesteś idiotą i nie obchodzi mnie zupełnie, to co się z tobą dzieje.
- Wolę pierwszą wersję - przyznałem, a po chwili namysłu zaproponowałem, że pokażę jej fajne miejsce. Jezioro za lasem, od drugiej strony otoczone stromymi klifami i malowniczymi skałami o tej porze roku było zupełnie wyjątkowym miejscem. Lubiłem tam jeździć żeby zebrać myśli i choć wiedziałem, że przy Miko nie będę mógł się skoncentrować i tak chciałem się tam znaleźć. Rozmawialiśmy przez jakiś czas, co wyglądało mniej więcej tak: "Hej Miko...", "Jesteś głupi, nie gadam z tobą!", ale mimo to miałem wrażenie, że dogadujemy się coraz lepiej. Polubiłem ją i nie miałem zamiaru odpuszczać tylko dlatego, że irytowała się kiedy tylko otwierałem usta. Zamilkliśmy kiedy przed nami rozciągnęło się jezioro.

Miko?

Od Christiana CD Jackie -Cała ja

Blair szybko uniosła oczy do góry patrząc na chłopaka, po czym lekko mrużąc powieki zmierzyła Adę, która w tym samym momencie spojrzała na nią. Blondynka odgarnęła zręcznie grzywkę z oczu i uśmiechnęła się najmilej jak umiała.
Daniel siedział wyszczerzony i cały zadowolony. Jak zwykle przez te kilka godzin odkąd go poznałem. Uwielbiam takich ludzi...
-Uuuu...- usłyszałem jak Courtney ze złośliwym uśmieszkiem i z tym samym wyrazem twarzy zwraca się w kierunku Blair.
-Teraz ja- w tej samej chwili wyrwał się Dan, porywając butelkę i zakręcając nią sprawnie- Sprawię, że moje magiczne zdolności uaktywnią się i wypadnie na ciebie, mój drogi współlokatorze- pokiwał głową z niewinnym wyrazem twarzy.
Uniosłem swoje oczy do góry, posyłając mu spojrzenie z „ogromnym” podziękowaniem i... nie wiem czy jest rzeczywiście jakimś magiem lub cudotwórcą, ale w jakiś sposób wypadło ostatkiem na mnie, omijając szczęśliwie Adę, która siedziała po mojej drugiej stronie.
-Mówiłem. Ja zawsze mam rację- pokiwał głową z dumą Daniel.
-Zapamiętam, uwierz. A teraz dawaj... zadanie- zdecydowałem się, unosząc brwi i prostując się.
-Na pewno tego chcesz? Bo nie wiem... może ucierpieć na tym druga osoba- mówiąc to, posłał przelotny uśmiech w stronę Jackie, która spięła się jeszcze bardziej i pytającym wyrazem twarzy wpatrywała się w chłopaka- Przydałoby się tej pani małe czesanie- wskazał głową na zdezorientowaną Jackie.
-Czy ja ci wyglądam na fryzjerkę?- pokręciłem przecząco głową.
-Nie, ale z tego co wiem masz młodszą siostrę, więc nie będzie problemu jeśli pięknie uczeszesz tą panią w warkocza szczoteczką do zębów...
-Jesteś nienormalny- roześmiałem się, próbując być przy tym całkowicie poważny. Cóż... nie wyszło.
-Muszę to nagrać. Nazwę to: Jackie czesana szczoteczką do zębów- Courtney przedstawiła nam swoją wyidealizowaną wizję.

Ada? Jackie? Blair? Ktokolwiek z imprezy.

Od Ellen CD Eliota - Nowy początek

Patrzyłam na niego jak na idiotę, którym zresztą był. Ale postanowiłam nie być aż tak straszna.
- Dziękuję za zaproszenie - powiedziałam to tak miłym głosem, że aż sama się przeraziłam. - Ale uwierz mi. Nie stać cię nawet na ekran tego telefonu. Tego modelu nie ma jeszcze w sprzedaży.
Wstałam i ruszyłam do wyjścia. Gdy tylko opuściłam stołówkę, skierowałam się do stajni. Czym prędzej osiodłałam Arystokratę i wsiadłam na niego, kierując się do lasu. Gdy tylko minęły mnie pierwsze drzewa, popędziłam go do cwału. Mogłabym tak jechać w nieskończoność, ale niestety, zobaczyłam przed sobą dwa konie stojące na środku ścieżki. Gwałtownie pociągnęłam za wodze ogiera, by wyhamował.
- Odbiło wam! - wrzasnęłam. Były to dwie dziewczyny. Jedna miała niebieskie włosy, a druga była blondynką. - Stać na środku ścieżki?! Jesteście aż takie głupie?! Mogłam w was wjechać! Zjeżdżać z drogi!
Nie odezwały się tylko przesunęły swoje konie bym mogła przejechać. Zrobiłam tak i dalej jechała już galopem, by uniknąć takich nieporozumień.

***

Po trzech godzinach męczenia mojego konia postanowiłam wrócić do ośrodka. Drogę powrotną pokonaliśmy w kłusie, by Arystokrata trochę ochłonął. Gdy podjechałam do stajni, zaczęłam rozsiodływać konia. Zobaczyłam że ten chłopak mi się przygląda.


<Elliot :3>

Od Miko CD Daniela - Przyznanie się do błędu jest pierwszym krokiem do doskonałości

Po chwili chłopak zaczął kaszleć, jakby się dusił. Przerażona wybiegłam z siodlarni i pobiegłam po kogoś. Przy boksie jednego z koni stał jakiś chłopak, więc poleciał mu by czym prędzej pobiegł do siodlarni i jakoś starał się uspokoić Daniela, a ja w tym czasie pobiegłam po pomoc. Wystrzeliłam ze stajni jak z procy, kątem oka dostrzegając zdezorientowanego Cezara. Zignorowałam go jednak i skierowałam się do najbliższej dla mnie osoby dorosłej. Była to Pani Smith.
- Miko, co się stało? - spytała widząc moją przerażoną twarz.
- Daniel.. w stajni... kaszel... - słowa wypływały z moich ust pomiędzy przerwami by zaczerpnąć tlenu.
Jednak tyle jej wystarczyło, by ruszyć biegiem w stronę budynku. Ja stałam tam jeszcze chwilę próbując się uspokoić. W końcu nie codziennie ktoś zaczyna się przy mnie dusić. Gdy moje serce zaczęło bić już spokojniej, ruszyłam do Cezara. Stał grzecznie przywiązany i wydawało się, że zasnął. Jednak gdy usłyszał kroki, postawił uszy i spojrzał na mnie. Od razu się ożywił. Pogłaskałam go i weszłam do stajni. Pani Smith stała z tyłu stajni razem z Danielem, a ten chłopak znowu był przy swoim koniu. Minęłam mojego "narzeczonego" i weszłam do siodlarni. Przewiesiłam ogłowie przez ramię. Do jednej ręki wzięłam czaprak i siodło, po czym wyszłam ze sprzętem.
- Pojadę do lasu - powiedziałam do pani Smith.
- Beze mnie? - spytał "przerażony" Daniel.
- Nie wsiadasz na konia! - zwróciła się do niego ostro, po czym łagodnie do mnie. - Dobrze, tylko uważaj i wróć zanim się ściemni.
- Dobrze.
Zostawiłam ich i wyszłam do Cezara. Założyłam mu czaprak, a na niego siodło. Następnie zdjęłam mu kantar, który przewiesiłam na poręczy i założyłam mu ogłowie. Przywiązałam wodze i wzięłam kantar, ruszając z nim do stajni. Zostawiłam go przy boksie mojego konia i wróciłam do niego. Wsiadłam i skierowałam go do lasu. Wjechałam galopem na ścieżkę i jechałam nią dość długo. Po pewnym czasie zwolniłam do stepa i dała ogierowi luźne wodze. Jechałam w ciszy, słuchając odgłosów natury, gdy dobiegł mnie odgłos kopyt.



<Danielu? Zauważyłam XD>

niedziela, 29 maja 2016

Od Jackie CD Courtney - Wyjazd rodzinny i jego wady

Po odstawieniu bagaży do pokoju i poznaniu osób z sąsiednich pokoi postanowiłam rozglądnąć się po kampusie. Uważnie podziwiałam każdy budynek, starając się zapamiętać każdą drogę. Zajrzałam na halę gdzie jakaś dziewczyna skakała na karym koniu przez przeszkody, a potem minęłam biuro w którym rozmawiałyśmy z panem Smithem. Mijając wejście do budynku kadry, ekskluzywnego jak chyba wszystko tutaj, prawie zderzyłam się z wychodzącą na zewnątrz kobietą.
- Jesteś nowa? - obrzuciła mnie lekceważącym spojrzeniem.
- Tak - warknęłam, nie zamierzając bawić się w grzeczną dziewczynką, którą przecież nigdy nie byłam i przepraszać za coś co nie było moją winą.
- Zameldowałaś się już? - zdała kolejne pytanie niecierpliwie bębniąc palcami w swój wielki i nadzwyczaj cienki telefon. Wyglądał jakby miał się złamać w jej dłoni. Zastanawiałam się czemu nie zostawi mnie w spokoju i nie załatwi swoich spraw, którymi najwyraźniej musiała się prędko zająć.
- Tak - odparłam, znowu cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.
- Jestem Haven Smith - instruktorka wyścigów. Uważaj jak chodzisz i nie łam regulaminu - poradziła i oddaliła się energicznym krokiem w stronę stajni. Dostrzegłam jak podjeżdża pod nią wielki samochód, błyszczący w wieczornym słońcu przedzierającym się przez stalowe chmury zapowiadające deszcz z przyczepą do przewozu koni, również wyglądającą jak wyjęta z magazynu o motoryzacji. Z auta wyskoczył wysoki mężczyzna w marynarce, który po zdjęciu przeciwsłonecznych okularów przywitał się z Haven. Już miałam odejść, ale wtedy przy tamtej dwójce pojawił się Daniel krzycząc coś, czego z tej odległości nie mogłam rozszyfrować. Stwierdzając, że i tak nie mam nic lepszego do roboty podeszłam do nich przysłuchując się kłótni. Wyglądało na to, że w tym miejscu nigdy się one nie kończą.
- Może pan wrócić do samochodu i odjechać! - krzyknął Daniel zachrypniętym głosem - Victor nie jest na sprzedaż!
- Transakcja została już dokonana - głos Haven był stanowczy, ale pobrzmiewało w nim też znudzenie - Nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie Danny. Jeśli okaże się, że możesz znowu jeździć będziesz mógł pożyczać Fairy, albo Kiera.
- Nie chcę! - krzyknął z wyraźną rozpaczą - Czemu nie potrafisz tego zrozumieć, że wolę umrzeć niż zrezygnować z tego co kocham?
- Ja też nie chcę zrezygnować z tego co kocham Dan, a kocham ciebie, więc uszanuj moją decyzję i pogódź się z tym - powiedziała, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Zaczęło kropić, a kiedy łzy Haven spłynęły policzkach zmieszały się już z deszczem czyniąc je niezauważalnymi.
- Ale ty nie możesz tego zrobić! - Daniel dalej krzyczał chrypnąc coraz bardziej. Zaczął też oddychać ciężej i kaszleć, ale najwyraźniej nie zwracał na to uwagi - Vic to nie jest jakiś tam koń! Nie możesz go tak po prostu sprzedać! Czy... Czy nie widzisz, jakie to wszystko jest bezsensowne?
- Mam pójść go przygotować? - spytał wyraźnie zirytowany mężczyzna, który dotychczas, jak ja, jedynie przysłuchiwał się dramatycznej wymianie zdań.
- Oczywiście - Haven skinęła uprzejmie - Zaraz przyjdę panu pomóc.
- Nie pomożesz mu bo Victor nigdzie nie jedzie! - krzyczał Daniel, choć coraz trudniej było go zrozumieć przez kaszel.
- Uspokój się i idź zażyć leki - poradziła mu chłodno Haven. Domyśliłam się, że musi być jego matką, ale dalej nie rozumiałam o co chodzi. W końcu stwierdziłam, że sprzedaż nie jest moją sprawą i powinnam zostawić ich samych, więc udałam się na jadalnię z zamiarem dowiedzenia się czegoś na temat Daniela. Uciekając od wielkich kropli, powoli zamieniających się w grad weszłam do świetlicy. W zalanym żółtawym światłem pomieszczeniu dostrzegłam jedynie Blair, siedzącą na kanapie przy kominku z książką na kolanach.
- Hej - usiadłam obok niej i uśmiechnęłam się szeroko - Co jest z Danielem nie tak?
- Och absolutnie wszystko - zaśmiała się, ale widząc mój poważny wyraz twarzy dodała - Ma astmę jeśli o to ci chodzi. No, a poza tym całkiem możliwe, że coś w jego mózgu działa do tyłu, bo jak inaczej wytłumaczyć jego głupotę?
Już chciałam jej powiedzieć co się stało przed stajnią, ale wtedy do świetlicy wpadła zdyszana Ada. Po jej blond włosach ściekały deszczowe krople, a przemoczona bluza pociemniała znacznie.
- Chodźcie szybko! - zawołała, a choć znałam ją krótko byłam zaskoczona, że potrafi wydobyć z siebie tak głośny dźwięk - Daniel miał atak i jedzie do szpitala!

Ada? Blair? (Opowiadanie wyszło do kitu, ale jakoś tak nie potrafiłam tego dobrze opisać...)
P.S. Tak w ogóle to ten tytuł zupełnie już nie pasuje do akcji XD

Od Daniela CD Miko - Przyznanie się do błędu jest pierwszym krokiem do doskonałości

- Cześć piękna - przywitałem się, przytrzymując dla niej bramę. Oklepane słowa, które z pewnością słyszała już nie raz i w zestawieniu z moim firmowym uśmieszkiem mówiącym "będę cię podrywał bez względu na to, co o tym myślisz" musiały wywoływać u niej odruchy wymiotne.
- Policz dobrze ile dziewczyn powitałeś już takimi słowami - poradziła, energicznym krokiem oddalając się ode mnie przy akompaniamencie stukotu kopyt jej konia. Też był ładny, ale nawet w połowie nie tak, jak ona. Powiedziałbym jej o tym gdyby nie niestosowność porównywania dziewczyny do konia. Moje myśli jak zwykle były idiotyczne, ale usprawiedliwiałem to jej obecnością. Jej piękno było całkowicie oryginalne i w dziwny sposób przyciągało mnie do niej. Pośpiesznie zamknąłem bramkę na paddock i dogoniłem ją.
- Jesteś pierwsza - oznajmiłem z nieukrywaną dumą, dziękując sobie w duchu, że nie odezwałem się tak do Blair, albo Ady i mogę nie kłamać z całkowicie czystym sumieniem.
- Nie wierzę ci - pokręciła głową z rozbawieniem.
- To straszne! - położyłem dłoń na piersi udając skrajną rozpacz - Cóż... Nie mam nic więcej poza słowami, więc to one muszą ci wystarczyć.
- Najwyraźniej nie wystarczają - zauważyła, rzucając mi nieco pogardliwe spojrzenie - Wyglądasz na chłopaka, który bez skrupułów podrywa każdą i nie przeszkadzałoby mu właściwie posiadanie dwóch dziewczyn.
- To aż tak widać? - zdziwiłem się, znów udając aktora - Nie sądziłem, że tak szybko odkryjesz mój harem.
- Nie udawaj zabawnego bo ci nie wychodzi - prychnęła, przywiązując swojego konia przy koniowiązie i nie zwracając na mnie uwagi ruszyła do siodlarni. Oczywiście poszedłem za nią.
- Zanim się oświadczę powinienem przynajmniej znać twoje imię - poruszyłem zabawnie brwiami.
- Miko, ale nie oświadczaj się proszę - posłała mi słaby uśmiech.
- Nie wiem czy będę w stanie się powstrzymać - uśmiechnąłem się szeroko - Zanim spytasz... Mam na imię Daniel.
- Wcale nie chciałam tego wiedzieć - stwierdziła zabierając sprzęt swojego wierzchowca czyli Cezara, czego dowiedziałem się z plakietki nad wieszakiem na siodło.
- Ale już wiesz - odparłem zadowolony z siebie, bez konkretnego powodu - To jak? Wyjdziesz za mnie, Miko?
- Nie.
Już miałem zamiar, ciągnąc naszą bezsensowną scenkę, zacząć przekonywać ją do tego, że popełnia życiowy błąd, ale zaniosłem się niepohamowanym kaszlem. Z zaskoczeniem poczułem smak astmatycznej flegmy w ustach. W sumie nie powinienem dziwić się częstymi atakami, w końcu właśnie to zapowiedział mi doktor. Czując pieczenie w płucach, bezlitośnie szarganych kaszlem, po raz kolejny uświadomiłem sobie, że z końcem lata, tak jak mi przepowiedziano umrę.

Miko? (Daniel to idiota XD)

Od Courtney C.D. Andrew - Możesz zacząć wszystko jeszcze raz

– Po prostu nie chcę cię więcej widzieć przy moim ulubionym koniu, zrozumiałeś, ciołku? – spytałam spokojnym tonem, a na końcu uśmiechnęłam się słodko. 
– Dobrze, już nie zbliżę się do twojego ulubionego konika, dziewczyneczko – zironizował.
– No ja myślę.
Chłopak parsknął śmiechem, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem.
– Rozpuszczony bachor – mruknął pod nosem ruszając powoli w kierunku wyjścia.
– "Rozpuszczony bachor" ma bardzo dobry słuch – odparłam.
– Cieszę się! – rzucił nawet nie racząc się do mnie odwrócić.
– I bardzo dobrze! 
Na chwilę odwrócił się, a na jego twarzy ujrzałam wyraz zdziwienia pomieszany z niedowierzaniem i niesmakiem. Jego wzrok sam zdawał się mówić "co za idiotka". Kiedy wychodził ze stajni pokazałam mu jeszcze środkowy palec, którego paznokieć był idealnie pomalowany bordowym lakierem. Miałam szczerą nadzieję, że ten frajer zauważył moje "pożegnanie".
    Odwróciłam się na pięcie i pogłaskałam siwą klacz. Następnie otworzyłam boks i weszłam do środka. Nike zrobiła krok w prawo, umożliwiając mi tym samym dostanie się do szczotek, które wcześniej zostawiłam w wiaderku pod ścianą. Wyciągnęłam je i zaczęłam dokładnie czyścić jasną sierść konia, który najwyraźniej wytarzał się przed chwilą i przyczepiły się do niego trociny. Nagle usłyszałam czyiś głos dochodzący z jednego z boksów. 
– Czemu tak na niego nawrzeszczałaś? 
Podniosłam głowę i zobaczyłam dziewczynę o jasnych blond włosach spiętych w kucyka. Stała w boksie na przeciwko, czyszcząc swojego konia. 
– Skoro podsłuchujesz to chyba powinnaś wiedzieć. – Odrzuciłam do tyłu czerwone loki. 
– Nie podsłuchiwałam, tylko słyszałam – poprawiła mnie. –To różnica. 
– Mała.
– To co, miałam wyjść ze stajni kiedy tylko zaczęliście rozmawiać? 
– Na przykład – pokiwałam głową z uznaniem. 
Przewróciła oczami.
– Odchodzisz od tematu. 
– Ale ty jesteś wścibska – stwierdziłam wracając do czyszczenia klaczy i udając, że w ogóle mnie nie obchodzi ta dziewucha. 
– Przecież on nic takiego nie zrobił – drążyła temat ignorując moją wypowiedź.
Przestałam czyścić Nike.
– Oczywiście, że zrobił. Jeśli chcesz, możesz pozwalać innym głaskać twojego konia - to nie moja sprawa. Najwyżej nabierze jakichś złych nawyków. Niech go sobie ludzie karmią - najwyżej go czymś zatrują. Niech sobie na nim jeździ każdy kto chce - najwyżej nie będzie się potem nadawał na zawody, a jedynie do rekreacji. To twoja sprawa, ale ja dbam o moje konie, a zwłaszcza o nią – to powiedziawszy wskazałam palcem Nike. 
– Moim zdaniem przesadzasz – blondynka wzruszyła ramionami.
– Twoje zdanie...mnie nie obchodzi – odparłam rozkładając ręce. 
    Chwilę później dziewczyna najwyraźniej stwierdziła, że nie ma sensu dłużej tu siedzieć i wyprowadziła swoją szkapę na zewnątrz. Ja natomiast w spokoju osiodłałam Nike, założyłam toczek, chwyciłam palcat i wyprowadziłam ją przed stajnię. 
"Czas na kolejny trening" - pomyślałam rozglądając się w poszukiwaniu osób z którymi miałam dzisiaj trenować.

Od Daniela CD Ady - Nie dać się złapać

Im dłużej powtarzałem sobie, że zbyt się pośpieszyłem i zwyczajnie nie powinienem próbować pocałować jej wtedy, tym bardziej wszystko wydawało mi się beznadziejne. Jeśli teraz nie chciała mojego pocałunku to prawdopodobnie nigdy tego nie zapragnie bo wie przecież jak mało czasu mi pozostało, więc bez problemu może uargumentować sobie mój pośpiech. To prawda, że zachowałem się jak idiota, ale przecież nie był to pierwszy raz. Bezsensowny pośpiech w postępującej relacji z Adą w porównaniu z jej chłodną racjonalnością, jak mi się zdawało, akcentował jedynie moją głupotę. Ada była zbyt delikatna, zbyt ulotna, żeby marzenie pocałunku tlące się we mnie słabym ogniem mogło wydawać się realne. Teraz wiedziałem, że jeśli chciałbym pokazać tej dziewczynie moje uczucia do niej potrzebowałbym dużo czasu. Ponieważ jednak zdawałem sobie sprawę z nieubłaganie zbliżającego się końca, postanowiłem nie odpuszczać, nawet gdyby miała ochotę odtrącić mnie miliony razy, wciąż od nowa zawodząc moje złudne nadzieje.
- Przepraszam - to było pierwsze słowo które wypłynęło z moich ust kiedy usiadłem na przeciwko niej przy śniadaniu, z którego po raz kolejny zrezygnowałem zastępując je jedynie kubkiem kawy - Nie powinienem był robić tego co zrobiłem, ale z drugiej strony powinnaś wiedzieć, że jesteś absolutnie wyjątkową osobą i zdaję sobie z tego sprawę bez względu na to, czy dasz się pocałować, czy nie.
- Nie wracajmy do tego - bąknęła wbijając wzrok w talerz.
- Bardzo bym chciał kochana, ale nawet gdybym się starał nie mogę - wyznałem, bawiąc się uchwytem kubka - Myślami zawsze będę wracał do momentu kiedy nasze twarze dzieliły centymetry, nawet jeśli nie masz na to ochoty.
- To będą tylko myśli - westchnęła, wciąż unikając mojego spojrzenia.
- Tylko myśli - powtórzyłem powoli, przyswajając sobie znaczenie tych słów - A czemu nie dasz mi zrealizować tych myśli, tych marzeń? Nie chcę cię popędzać, chociaż oboje wiemy, że nie dużo czasu nam pozostało. Chcę tylko wiedzieć co takiego we mnie sprawiło, że wyszłaś wtedy z pokoju. Wyjaśnij mi to, proszę.
Przez dłuższą chwilę milczała, wodząc palcem wskazującym po słojach drewna z którego zrobiono stoły.
- Cokolwiek powiesz i tak będę się starał budować naszą przyjaźń i dążyć w nieznanym nam kierunku, który równie dobrze może zaprowadzić nas donikąd, jak i do zupełnie nowego i niesamowitego miejsca. Pomyśl o tym.
Dalej nie odezwała się ani słowem i zdawało się, że ignoruje moje słowa. Wiedziałem jednak, że słyszy je wyraźnie i myśli nad tym co mam jej do powiedzenia.
- Nie zasługuję na odpowiedź - przyznałem, dopijając kawę i połykając przy tym porcję tabletek - Nie zasługuję na żadne twoje słowo i doskonale o tym wiem, ale nie dam się odtrącić bo zależy mi na tobie, a ja nie rezygnuję z czegoś na czym mi zależy. Będę więc czekał na to co powiesz.

Ada? Czy Daniel doczeka się odpowiedzi?

Od Ellie C.D. Olivera - Kto rano wstaje, temu...

Siedziałam sobie w stajni, w boksie Pistache’a, po prostu patrząc na mojego ogiera – wyczyściłam go już piętnaście minut wcześniej, a że nie miałam nic innego do roboty, po prostu nudziłam się, siedząc w tym miejscu. Zapewne poszłabym do mojego przyjaciela, Elliota, ale pewnie jeszcze śpi. A dlaczego ja nie śpię? Nie wiem, obudziłam się wpół do piątej, a od tamtej pory nie mogłam zasnąć. 
Odwróciłam się na dźwięk kogoś wchodzącego do stajni. O tej porze? Postać ta okazała się być chłopakiem wprowadzającym swego konia. Zabrał się do pielęgnacji swojego zwierzaka, a ja przypatrywałam się temu przez chwilę.
- Nie sądziłam, że ktoś może być w stajni tak wcześnie. – zwróciłam się do chłopaka, uśmiechając się lekko. Odwrócił się w moją stronę, na chwilę przerywając pracę.
- Mógłbym powiedzieć to samo. – odpowiedział z rozbawieniem. 
- Swoją drogą, jestem Ellie. – podeszłam do niego i wyciągnęłam ku niemu dłoń, którą uścisnął.
- Oliver, miło mi. – przedstawił się.
- Nie mieszkasz przypadkiem z Elliotem w pokoju? – zapytałam, przypominając coś sobie.
- Tak, znasz go? 
- Mhm… To mój dobry przyjaciel, raz mi coś o tobie wspominał. – przyznałam.
- Mam nadzieję, że w pozytywnym sensie. – zaśmiał się Oliver.
- Nie, po prostu mówił, że jest z tobą w pokoju. – wytłumaczyłam z uśmiechem. – Co powiesz na małe wyścigi przełajowe? – zaproponowałam.

<Oliver? To propozycja nie do odrzucenia!>

Od Andrew C.D. Amandy - Coś się kończy, coś się zaczyna

Dziewczyna przytaknęła głową, a ja rozstawiłem przeszkody. Jej koń całkiem nieźle skakał. Gdy skończyła mały trening, podszedłem do niej.
- Może wybierzemy się w teren?- zaproponowałem.
- Możemy?- spytała.
- Oj daj spokój. Nikt nawet nie zauważy, że nas nie ma- próbowałem ją jakoś namówić.
Dziewczyna, trochę niepewnie, zgodziła się. Osiodłałem Drake’a i wyruszyliśmy. Zapowiadał się dzisiaj całkiem ładny dzień. Na dodatek, z tego co rano widziałem, było około trzydziestu stopni. Dojechaliśmy do małego lasku i trzymaliśmy się ścieżki. Mimo, że byłem tu dopiero od kilku dni i znałem co nieco tereny, to na razie wolałem się sam nigdzie nie zapuszczać. Gdy przejechaliśmy przez mostek, zatrzymaliśmy się przy strumieniu. Korony drzew dawały duży cień, ukojenie od słońca. Jeździłem na pewniaka, bez kasku czy toczka. Jak dobrze, że rano zdecydowałem się założyć spodenki i szarą bokserkę. Zsiedliśmy z koni i daliśmy się im napić, a sami usiedliśmy pod drzewem. Mimo chłodu drzew, nadal odczuwalne było ciepło słońca. Kucnąłem przy brzegu, ochlapując sobie twarz wodą. Amandzie chyba zebrało się na żarty, bo po chwili siedziałem tam cały. Na dodatek mokry. Blondynka zaczęła się głośno śmiać. Spojrzałem na nią z przekąsem, już knując plan zemsty. 
- Zaraz nie będzie ci tak do śmiechu- uniosłem lekko jeden kącik ust, wstając.
- Ooo nie, nie zrobisz tego- zaczęła powoli się cofać. 
- Jesteś pewna?- spytałem i podbiegłem do niej, łapiąc ją w talii i przerzucając sobie przez ramie.
Moim celem stała się woda, w której po chwili oboje wylądowaliśmy. Tym razem nie tylko ja byłem cały mokry.

<Amanda? U mnie też słabo ;< >

Od Alexandry C.D. Aarona - Odwaga to pierwszy krok w odkrywaniu swojej wartości

Westchnęłam i spojrzałam na karosza pasącego się na łące. Chciałam opowiedzieć mu o wypadku, zawsze musiałam sobie z tym radzić sama, a teraz miałam okazje komuś się wygadać. Wyjełam telefon i odszukałam w czeluściach internetu film z ostatnich zawodów. Podałam chłopakowi komórkę. 
-Ponad rok temu na tydzień przed planowanym dołączeniem do akademii, pojechałam na zawody...-Mówiłam równo z lecącym filmem. Słowa ledwo przechodziły mi przez gardło.
-...Jechałam na Montrealu, na ostatniej przeszkodzie miałam wypadek. Ogier złamał dwie nogi przez co trzeba było go uśpić. Ja byłam dwa tygodnie w śpiączce, potem obudziłem się i usłyszałam diagnozę, że mam uszkodzony kręgosłup. Lekarze nie wiedzieli, czy w ogóle będę chodzić, nie mówiąc tu nawet o jezdziectwie. Znalazł się jednak Doktor, który zgodził się przeprowadzić operacje. Było pięćdziesiąt procent szans, że przeżyję, na szczęście wszystko się udało. Rehabilitacja i powrót do prawie pełnej sprawności zajął mi pół roku. W tym czasie w stadninie ciotki pojawił się nowy koń.-Uśmiechnęłam się lekko zerkając na Dark Angel'a. - Nie tolerował większość osób, a ja byłam nim zafascynowana. Wiele godzin spędzałam na jego pastwisku po prostu mu się przyglądając. Ciotka, któregoś wieczoru powiedziała, że chce go sprzedać, bo nie ma kto się nim zajmować. Zaoferowałan, że ja będę to robić. Ona natomiast zapytał, kto będzie jeździć, bo ja przecież przysięgłam, że na konia więcej nie wsiądę. Zdenerwowana wyszłam z domu i ruszyłam do stajni. Wyprowadziłam najspokojniejszą klacz, wyczyściłam ją, osiodłałam i wyprowadziłam na ujeżdżalnie. Wsiadłam pełna obaw, jednak po parunastu minutach spokojnie galopowałam i skoczyłam wtedy nawet małego krzyżaka. Możesz się że mnie śmiać, ale nigdy wcześniej czterdziesto centymetrowa przeszkodą nie sprawiła, że cieszyłam się jak małe dziecko. Wtedy zrozumiałam, że ciotka robiła to specjalnie, żebym wróciła. Zaczęłam wracać do jazdy i łapać więź z Angel'em. Kiedy zaczęłam na nim jeździć odkryłam, że cross to jego żywioł. Powoli wracałam do dawnej formy. Kilka razy spadłam i potrafiłam nie wsiadać tydzień bo się bałam. Bałam się o siebie, ale i o wałacha, że może się z nim stać to co z Montreal'em. Wtedy przyszedł list, że w akademii nadal jest dla mnie miejsce. -Skończyłam swój monolog i spojrzałam na Aarona. W czasie kiedy mówiłam kilkukrotnie odtwarzał film. Chłopak milczał wpatrując się na zmianę w telefon i na mnie. 
-Co? Niewiarygodne, że po takim wypadku jeszcze tu z tobą siedzę. Wiele razy oglądałam ten filmik zdając sobie sprawę, ile dzieliło mnie od śmierci. Ratownicy ledwo mnie wtedy odratowali.-Dodałam, a po policzku popłyneło kilka łez, zanim chłopak je zobaczył wstałam i podeszłam do wałacha, który przestał na chwilę jeść. Pogłaskałam karosza po chrapać. Starłam wierzchem dłoni łzy, a obok mnie bezszelestnie pojawił się Aaron.
Aaron