niedziela, 29 maja 2016

Od Andrew C.D. Amandy - Coś się kończy, coś się zaczyna

Dziewczyna przytaknęła głową, a ja rozstawiłem przeszkody. Jej koń całkiem nieźle skakał. Gdy skończyła mały trening, podszedłem do niej.
- Może wybierzemy się w teren?- zaproponowałem.
- Możemy?- spytała.
- Oj daj spokój. Nikt nawet nie zauważy, że nas nie ma- próbowałem ją jakoś namówić.
Dziewczyna, trochę niepewnie, zgodziła się. Osiodłałem Drake’a i wyruszyliśmy. Zapowiadał się dzisiaj całkiem ładny dzień. Na dodatek, z tego co rano widziałem, było około trzydziestu stopni. Dojechaliśmy do małego lasku i trzymaliśmy się ścieżki. Mimo, że byłem tu dopiero od kilku dni i znałem co nieco tereny, to na razie wolałem się sam nigdzie nie zapuszczać. Gdy przejechaliśmy przez mostek, zatrzymaliśmy się przy strumieniu. Korony drzew dawały duży cień, ukojenie od słońca. Jeździłem na pewniaka, bez kasku czy toczka. Jak dobrze, że rano zdecydowałem się założyć spodenki i szarą bokserkę. Zsiedliśmy z koni i daliśmy się im napić, a sami usiedliśmy pod drzewem. Mimo chłodu drzew, nadal odczuwalne było ciepło słońca. Kucnąłem przy brzegu, ochlapując sobie twarz wodą. Amandzie chyba zebrało się na żarty, bo po chwili siedziałem tam cały. Na dodatek mokry. Blondynka zaczęła się głośno śmiać. Spojrzałem na nią z przekąsem, już knując plan zemsty. 
- Zaraz nie będzie ci tak do śmiechu- uniosłem lekko jeden kącik ust, wstając.
- Ooo nie, nie zrobisz tego- zaczęła powoli się cofać. 
- Jesteś pewna?- spytałem i podbiegłem do niej, łapiąc ją w talii i przerzucając sobie przez ramie.
Moim celem stała się woda, w której po chwili oboje wylądowaliśmy. Tym razem nie tylko ja byłem cały mokry.

<Amanda? U mnie też słabo ;< >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz