- Chyba po raz pierwszy w życiu tak bardzo cieszę się na czyjś widok - rozpromieniłam się patrząc na dziewczynę z włosami układającymi się w piękne fale. Z zazdrością owinęłam kosmyk moich ciemnych włosów o palec wskazujący. One nigdy nie chciały układać się, tak jak chciałam i jakby za pomocą jakichś sił nadprzyrodzonych zawsze sterczały na wszystkie strony.
- Ja też - przyznała Courtney - Mam już szczerze dość oglądania twojej mordy.
- Ja to chciałam powiedzieć! - zaprzeczyłam gwałtownie.
- Wszyscy wiedzą, że chciałabyś być mną i zawsze mówić to co ja powiem, ale nie musisz ciągle o tym wspominać - parsknęła Courtney, obrzucając mnie pogardliwym spojrzeniem.
- Wcale nie chciałabym być tobą - wzdrygnęłam się z obrzydzeniem - Przywyknij do tego, że nie wszyscy chcieliby być tobą! Bo niema w tobie absolutnie nic co byłoby godne naśladowania! Jesteś głupia i tyle.
- O co wy się właściwie kłócicie? - spytała nowa w chwili w której Courtney otwierała usta żeby kontynuować naszą wieczną wojnę słowną. To było jak trzecia wojna światowa w której brałyśmy udział tylko my dwie.
- O wszystko - warknęła VV mierząc mnie nienawistnym spojrzeniem - Gdyby ktoś kazał ci udawać siostrę tej sieroty też byś się z nią kłóciła.
- To smutne, że jeszcze tego nie pojęłaś, ale ty nie udajesz, tylko jesteś moją siostrą, czy ci się to podoba czy nie - wytknęłam jej język, uśmiechając się wrednie po czym odwróciłam się do dziewczyny - Lepiej ją zostawmy.
Rzuciła Courtney szybkie "cześć" na które pani Jestemobrażonanacałyświatwięcnielicznamojądobroć nie odpowiedziała, po czym obie wyszłyśmy ze świetlicy.
- Jak masz na imię? - spytałam mimowolnie kierując się do stajni - Bo ja jestem Jackie, a ta wiecznie wściekła to Courtney - moja przyrodnia siostra.
- Blair - uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie - Przyjechałam niedawno i właściwie jedyną osobą którą poznałam, poza panem Smithem oczywiście, jest Daniel.
- Kiepsko trafiłaś wpadając akurat na niego - zaśmiałam się krótko - To straszny idiota, a swoją głupotą zaraża wszystkich naokoło.
- Najwyraźniej mam już jakieś symptomy tej zakaźnej choroby, bo uważam, że jest całkiem miły - stwierdziła udając, że mierzy sobie temperaturę.
- Przejdzie ci, jak tylko trochę lepiej go poznasz - obiecałam pierwsza wchodząc do stajni - Chcesz pojeździć?
- Moje konie są trochę zmęczone po podróży - pokręciła głową - Wolałabym ich nie męczyć.
- Jasne - zgodziłam się - Za to, jak znam życie, mojego konia roznosi energia, więc możemy pójść z nim na spacer, co ty na to? Przy okazji pokażę ci co gdzie jest.
- Świetny pomysł - zgodziła się, idąc za mną do bosku Nathana.
- To jest National Geographic - przedstawiłam wałacha, który wyglądną z boksu. Z pyska zwisało mu trochę siana, a w grzywę zaplątały się trociny, co razem dawało bardzo zabawny efekt.
- Skrzywdzili go dając mu takie imię, prawda? - zagadnął Daniel, który pojawił się koło nas tak cicho i niezauważalnie, jakby opanował zdolność teleportacji.
- O nieeee... - jęknęłam obrzucając go znudzonym spojrzeniem. Mój "entuzjazm" na jego widok pozostawił bez komentarza uśmiechając się jedynie jeszcze szerzej.
Blair?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz