sobota, 21 maja 2016

Od Courtney C.D. Jackie - Rodzi ny wyjazd i jego wady

Nie odzywając się do siebie ruszyłyśmy wskazaną drogą pomiędzy obszernymi, luksusowymi stajniami. Po chwili naszym oczom ukazał się duży dom ze spadzistym dachem. Bez wahania weszłyśmy do środka.
– Powiedział, że pierwsze drzwi na lewo...czyli to musi być tu – oznajmiła Jack wskazując białe drewniane drzwi.
– Do kogo mówisz? – spytałam z udawanym zainteresowaniem.
– Do c...
– Bo chyba nie do mnie – przerwałam jej.
– O co ci chodzi? – burknęła marszcząc brwi i patrząc na mnie jak na idiotkę.
Zapukałam i otworzyłam drzwi. Biedna mała siostrzyczka nie dostała odpowiedzi, na swoje głupie, jak ona sama, pytanie.
– Słucham? – Usłyszałam kobiecy głos zanim jeszcze zdążyłam do końca otworzyć drzwi.
Już otworzyłam usta żeby odpowiedzieć przekonana, że to oczywiste, iż ja - jako "ta starsza i lepsza" - powinnam zabrać głos.
– Szukamy pana Smitha – uprzedziła mnie Jackie.
Jak ona śmiała?
– Niestety jest teraz zajęty. Rozmawia przez telefon – odpowiedziała - jak się domyśliłam - sekretarka.
– Nie szkodzi. Poczekamy.
– Usiądźcie sobie, może chcecie kawy? – kobieta uśmiechnęła się pogodnie.
– Jasne! – Jack aż zaświeciły się oczy.
– No...ewentualnie może być – powiedziałam, kiedy sekretarka przeniosła na mnie pytający wzrok błękitnych oczu. – Tylko z dużą ilością cukru i małą mleka – dodałam przyglądając się własnym paznokciom, pomalowanym na czerwono.
– Oczywiście – blondynka zanim odwróciła się do ekspresu, rzuciła mi trochę zaskoczone spojrzenie.
Po wypiciu kawy przeszłyśmy do pokoju obok, gdzie czekał na nas pan Smith. Zamieniliśmy parę zdań dotyczących naszego zakwaterowania, po czym wyszłyśmy z powrotem na zewnątrz, żeby wyprowadzić wreszcie konie z przyczepy.
– No i zajebiście! – z wściekłością kopnęłam kamień, który udeżył w ścianę budynku stajennego. – A miałam nadzieję, że nie wcisną nas do jednego pokoju, wiesz? Miałam taką, ku*wa, nadzieję!
– Świetnie! – Jack idąca obok mnie, wyrzuciła ręce w powietrze. –Teraz już ciąglę będę musiała znosić twoje idiotyczne zachowanie!
– Chyba na odwrót! – rzuciłam jej najbardziej sarkastyczny uśmiech, na jaki było mnie stać. – Aha! I ja nie mam zamiaru cię budzić codziennie rano, leniu śmierdzący!
– Już nie udawaj, że obchodzi cię czy zdążę na śniadanie! – burknęła.
– Jasne, że nie! Nie jesteś moją córką! – warknęłam, a po chwili dodałam – Nawet moją siostrą nie jesteś!
– Chamska świnia.
– Durna sierota.
– Szmata.
– Hej mądrale! Nie kłóćcie się jak przedszkolaki! – zawołała jakaś dziewczyna mniej więcej w naszym wieku, stojąca nieopodal i zamiatająca siano z podjazdu.
Chciałam jej coś odpowiedzieć, ale Jackie pociągnęła mnie w stronę parkingu.
– Courtney, konie – powiedziała tylko kiedy jej się wyrwałam.
Uświadomiwszy sobie, że przez ten cały czas konie siedziały w nagrzanej od słońca przyczepie, pognałam za "siostrą".

Jackieee???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz