Była równo godzina 6.00. Zaparkowałem samochód pod budynkiem stadniny. Czekał na mnie pomocnik o imieniu Sam, z którym niecałe 10 minut temu rozmawiałem przez telefon. Nie wyglądał na zachwyconego tym, że jakiś chłoptaś budzi go o tej godzinie. Poprosiłem go tylko, żeby wyjął dwie skrzynie ze sprzętem moich koni i upewniłem się, że przygotował dla nich odpowiednią porcję owsa i mieszanek, które zamówiłem wcześniej na adres ośrodka. Wyprowadziłem oba konie z przyczepy i podałem Samowi kluczyki, aby przeparkował wóz. Widziałem jak oczy mu się świecą, gdy wkładał kluczyk do stacyjki mojego lamborghini. Zaśmiałem się pod nosem. Obu koniom zdjąłem ochraniacze i założyłem derki z ich imionami. Uwielbiałem takie cieszące oko drobiazgi. Pozwoliłem im odpocząć po podróży i sam poszedłem coś przekąsić i rozpakować się.
***
Godzina 9.02 - patrzę na zegarek schodząc do stajni. Wyprowadzam Tango z boksu. Bez pośpiechu czyszczę go i siodłam. Na szczęście dzisiaj jeszcze nie mam zajęć, więc mam czas na trening indywidualny. Jako rozgrzewkę postanowiłem pospacerować z gniadoszem po ośrodku. Zajrzeliśmy na halę, przeszliśmy się wzdłuż pastwisk. Przez chwilę obserwowaliśmy pracę jakiejś czerwonowłosej dziewczyny na lonżowniku. Zatrzymaliśmy się na dłuższą chwilę na torze do crossu. Byłem zachwycony. Każde drzewko było idealnie przycięte, a każde najmniejsze źdźbło trawy idealnej długości. Takie tory uwielbiałem - zadbane i perfekcyjne. Podłoże zdążyło już lekko przeschnąć po porannym podlewaniu. Pochwaliłem ogrodnika, który rozmawiał z instruktorką, której zdjęcie widziałem na stronie ośrodka. Podziękował, odgadłem, że rzadko ktokolwiek prawił mu komplementy.
- Czy można, pani instruktor? - spytałem nauczycielki
- Oczywiście, dopiero za dwie godziny będzie tutaj prywatny trening, więc śmiało chłopcze.
Podziękowałem skinieniem głowy. Po odpowiedniej rozgrzewce pozwoliłem zniecierpliwionemu już koniu skoczyć pierwszą przeszkodę. Z dużym zapasem pokonał kłodę i gnał już na następną hyrdę. Na szczęście przeszkody nie były zbyt wysokie, w sam raz na rozgrzewkę. Kątem oka zauważyłem, że obok instruktorki i ogrodnika stoi jakaś dziewczyna. Nie widziałem jej twarzy, postanowiłem więc, mimochodem przejechać bliżej ogrodzenia i przeskoczyć corner, za którymi Tango nie przepadał. Poprosiłem go o dodanie tempa. Koń skoczył bliżej węższego końca, ale i tak byłem dumny. Pochwaliłem go i podjechałem bliżej płotu, aby usłyszeć rady od trenerki.
<Jakaś dziewczyna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz