– Ciasno się tu trochę robi – stwierdziłam siadając na miękkim łóżku.
– Ha! I kto tu jest gruby?! – Jackie zaśmiała się i również padła na swoje łóżko, znajdujące się po drugiej stronie pokoju.
– Przestań...wiem, że próbujesz być fajna, ale ci to nie wychodzi – rozłożyłam bezradnie ręce udając, że jej współczuję.
– Odezwała się, kurde, królewna z kompleksami – prychnęła J.
– Czy możecie się nie kłócić? – przerwała nam ta nowa - Maja.
– Czy możesz się nie wtrącać? – odpowiedziałam pytaniem zanim jeszcze dziewczyna skończyła mówić.
– Mogę, ale...
– Dziękuję – przerwałam jej ironicznie, po czym wyszłam z pokoju.
Szurając trampkami po korytarzu myślałam co mogłabym teraz zrobić. Nie obraziłam się na dziewczyny, skąd. Po prostu potrzebowałam chwili bez ich towarzystwa! Pierwszą myślą jaka przeszła mi przez głowę było zjedzenie czegoś. Co prawda przed chwilą jadłam obiad, ale co z tego? Wyszłam na zewnątrz, gdzie owiał mnie ciepły, letni wiaterek. Przebiegłam dystans dzielący mnie od jadalni i wparowałam do budynku, w którym akurat obiad jedli instruktorzy.
– Jak się je? – spytałam przysiadając się obok dosyć młodo wyglądającej, ciemnowłosej kobiety (chyba miała na imię Nina).
– Dobrze się je – odpowiedziała trochę zdziwiona.
– Co ty tu robisz...eee... – Jeden z instruktorów ewidentnie próbował sobie przypomnieć jak się nazywam, a ja z rozbawieniem na to patrzyłam. – ...Vince! – wypalił wreszcie.
– Ja? – Wyciągnęłam rękę i bez pytania zwinęłam z miski jedno z jabłek. – Jem jabłko. – Dla podkreślenia moich słów ugryzłam owoc.
– Courtney... – odezwał się David, którego zdążyłam już poznać, gdyż dzisiaj miałam z nim trening.
– Ta? – mruknęłam od niechcenia.
– Możesz już iść – uśmiechnął się ironicznie. – Naprawdę, pozwalam ci.
– Ok, ok...nie chcecie mnie tu, rozumiem. Już się wynoszę. – Wstałam od stołu i z powrotem wyszłam na zewnątrz nucąc pod nosem jakąś melodię.
Idąc w stronę budynku mieszkalnego zauważyłam pod stajnią jakąś blondynę użerającą się z karym koniem. Koń wiercił się i wyrywał, wierzgał i zadzierał łeb, a dziewczyna mocno trzymając za uwiąz próbowała nad nim zapanować.
– Powodzenia! – krzyknęłam do niej sarkastycznie i nie przejmując się tym czy w ogóle mnie usłyszała oddaliłam się w swoją stronę.
Zanim wróciłam do swojego pokoju, wstąpiłam jeszcze do dwóch innych. Przy okazji poznałam kilka osób.
W pokoju tuż obok naszego zastałam dwie dziewczyny - Adę i Victorię. Tą drugą już wcześniej poznałam i nie przepadałam za nią. Z kolei Adę widziałam pierwszy raz. Wydała mi się być fajną, chodź nieco małomówną, dziewczyną. W połowie naszej rozmowy do pokoju wparowała jeszcze jedna blondynka - ta, która nie mogła sobie poradzić ze swoim koniem. Dowiedziałam się, że ma na imię Blair oraz, że usłyszała to co do niej krzyknęłam.
– Ok, dziewczyny, to ja się będę zbierać – powiedziałam w pewnym momencie i po krótkim pożegnaniu z Adą, wyszłam.
Idąc dalej korytarzem usłyszałam z pokoju po prawej jakiś głos.
"Hm...czyżby kolejni sąsiedzi?" – pomyślałam, po czym zapukałam i otworzyłam drzwi na oścież
Nie ukrywam, że zdziwił mnie widok rudego chłopaka leżącego sobie na łóżku i w najlepsze rozmawiającego z jakimś plakatem wiszącym na ścianie.
– Hej rudy, jak leci? Ciekawa rozmowa? – spytałam ledwie powstrzymując śmiech.
– Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo – odpowiedział zauważywszy mnie. Zaraz jednak zmarszczył czoło i dodał – Chwila...czy ty nazwałaś mnie rudym? Jeżeli umiem liczyć, to w tym pokoju znajduje się tylko jedna ruda osoba...i jesteś nią ty.
– Nie umiesz liczyć...i w dodatku jesteś daltonistą – pokręciłam głową z politowaniem i zatrzasnęłam za sobą drzwi nie dając mu szansy na odpowiedź.
Dopiero po odwiedzeniu tych wszystkich osób wróciłam do siebie, czemu towarzyszyły komentarze moich kochanych współlokatorek
– Jej, wróciła panna obrażalska.
– Super, a było tak spokojnie i miło...
– O nie! Znowu się będzie wymądrzać!
– Może lepiej na wszelki wypadek od razu wyjdź.
– Ooo...co jest? Przeszło jej?
Stanęłam na środku pokoju i kamiennym wzrokiem spojrzałam na każdą z nich, po czym nieoczekiwanie się uśmiechnęłam.
– Uwielbiam was, moje aniołki – stwierdziłam ze słodkim uśmiechem na twarzy.
– Okres masz? – zdziwiła się Jackie.
– Nie – odparłam dalej się szczerząc.
– Czyli jesteś w ciąży?
– Jeszcze nie – wzruszyłam ramionami i lekko opadłam na swoje łóżko.
Wyjęłam z szafki grubą książkę i zagłębiłam się w lekturze.
Na kolacji, jak zwykle, wszyscy siedliśmy przy jednym stole - siedem dziewczyn i jeden chłopak. Aż trudno sobie to wyobrazić, ale nasza ósemka robiła taki hałas, że instruktorzy, jedzący kolację przy innym stole, co chwilę nas upominali.
– Daniel, dlaczego mam wrażenie, że ciebie najbardziej słychać?! – spytała w którymś momencie jedna z instruktorek.
– Może dlatego, że tak jest? – Daniel uśmiechnął się szeroko do instruktorki.
– To niech tak nie będzie. Nie krzycz tak, bo niektórzy tu chcą zjeść w spokoju.
– Ta...jasne – mruknął odwracając się z powrotem w naszą stronę.
Nie minęła minuta, kiedy chłopak wykrzyknął:
– Oddawaj szynkę!
– Nie słyszałeś? Zawrzyj twarz! – odpowiedziała Blair rzucając w niego szynką.
Rozległ się śmiech, a instruktorzy po raz kolejny kazali nam siedzieć cicho.
– Hej, może ktoś pójść po wodę? – zapytałam.
– Dlaczego? –spytała Jackie.
– A po co się chodzi po wodę? Może dlatego, żeby się napić? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
– Mnie się nie chce pić.
– Ale mi się chce.
– To ty idź.
Westchnęłam i przewróciłam oczami, ale wstałam od stołu i poszłam do kuchni. Tam kucharki wręczyły mi wielką butlę, taką jaka jest w automatach z wodą, ponieważ "innej nie było". Kiedy ją wreszcie przytaszczyłam, okazało się, że jednak nie tylko ja czuję pragnienie.
Gdy na stole nie zostało już nic co można by było zjeść, wszyscy udaliśmy się do swoich pokoi. Florence dorwała się do kartek i ołówków, i zaczęła coś rysować, Jack puściła sobie muzykę na słuchawkach (być może na wszelki wypadek, żeby nie musiała mnie słyszeć), Maja zabrała się za czytanie książki, a ja rozłożywszy się na łóżku zaczęłam grzebać w telefonie. W pokoju zapanowała cisza...i tak przez parę dobrych minut (my to jednak jesteśmy leniwe). Dopiero po chwili odłożyłam telefon i odezwałam się.
– Hej! Nudzi mi się. Zagrajmy w butlę. – Usiadłam na łóżku.
– To jest to, że się siedzi w kółku i kręci butelką...? – spytała Maja unosząc wzrok z nad książki.
– Nie, tępa dzido, wiaderkiem! – zironizowałam wstając i podchodząc do drzwi.
– To się nazywa "butelka", a nie jakaś "butla" – mruknęła Florence.
– Tak, ale my zagramy w butlę – to powiedziawszy wyszłam na zewnątrz i szybko przebiegłam się do jadalni, żeby zabrać baniak po wodzie, z którego piliśmy na kolacji.
Postawiłam go na środku pokoju i już chciałam zacząć grać, kiedy Flo stwierdziła, że jest za mało osób. Pierwszy raz przyznałam jej rację. Podeszłam do leżącej na łóżku Jackie i wyjęłam jej słuchawki z uszu.
– Czego chcesz? – Spojrzała na mnie oburzona.
– Weź obskocz sąsiednie pokoje i zgarnij trochę ludu.
– Po co?
– Będziemy grać w butlę – chwyciłam baniak i walnęłam nim Jackie w głowę, po czym posłałam "siostrzyczce"sztuczny uśmiech. Ta mruknęła coś pod nosem i zaczęła bardzo powoli wstawać. – No, rusz ten leniwy zadek – pogoniłam ją przy użyciu butli.
Jack spiorunowała mnie wzrokiem.
– Przestań – zażądała.
– No dobra...ale wstawaj – niechętnie przestałam ją okładać moją zabójczą bronią.
– A może to ty pójdziesz? – spytała.
– Oj, no co ci szkodzi? Ludzi się boisz, czy co?
– Oczywiście, że nie. – Wywróciła oczami i wyszła z pokoju.
Już piętnaście minut później w naszym pokoju zrobiło się naprawdę ciasno. Jackie przyprowadziła Blair, Adę, Daniela, Victorię oraz nową dziewczynę, która dopiero co przyjechała i przedstawiła się jako Katherine.
Ktoś z obecnych? Na przykład... Jack? Daniel? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz