Spojrzałam na chłopaka i westchnęłam w duchu.
-Tak samo jak ja za nim-odparłam chłodno. Andrew uniósł brew.
-Kłopoty rodzinne?
-W sumie to nie. Po prostu...jakoś się nie dogaduję z rodzicami-powiedziała, po chwili zastanowienia. Chłopak kiwnął głową i zamilkł, tak samo jak ja. Pogłaskałam Hackera po miękkich chrapach, a on cicho parsknął. W mojej głowie narodził się pomysł, by trochę rozruszać mojego ogiera.-Dziękuję za pomoc, ale muszę lecieć. To znaczy, chcę zrobić mały trening Hackerowi.
Uśmiechnęłam się do chłopaka i wzięłam konia z pastwiska, po czym zaprowadziłam go do stajni. Tam szybko go przeczesałam i osiodłałam.
Halę widać było już z daleka. Założyłam toczek i wsiadłam na mojego wierzchowca. Już na miejscu przejechałam stępem parę okrążeń, by koń mógł się rozgrzać i pogoniłam go do kłusa. Jak zwykle wszystko robił perfekcyjnie. Docisnęłam łydki i Hacker ruszył galopem. Nakierowałam go na jedną z przeszkód. Przeskoczył i to z niemałym zapasem.
-Może ustawić ci ich więcej?-usłyszałam znajomy mi już głos. W drzwiach hali stał Andrew.
<Andrew? Wybacz, że taki gniot, ale nie miałam pomysłu ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz