Kiedy rozsiodłałem Tanga poszedłem do pokoju odpocząć. Usiadłem przy biurku, z którego miałem świetny widok na pastwisko. Ujrzałem moje dwa ogiery, które skubały w pobliżu siebie trawę. Były dość daleko i rozpoznałem je po derkach z imionami i symbolem stadniny moich rodziców. Otworzyłem komputer, w którym miałem otwarte dwa arkusze. Jeden z dziennikiem, a drugi z opowiadaniem, na karcie charakterystyki bohaterów. Postanowiłem najpierw opisać swoje dzisiejsze przeżycia, a później pójść na trening. W sumie oprócz treningu z Tango nie miałem nic ciekawego do powiedzenia, więc od razu przeszedłem do mojej nowej powieści. Opowiadała o losach dwóch młodych ludzi, których łączyła miłość do muzyki. Próbowałem stworzyć wiarygodne postaci, ale nic nie przychodziło mi do głowy, wtem przypomniała mi się Florence poznana niecałe dwie godziny temu. Do opisu mojej bohaterki dodałem od razu cechy osoby roztrzepanej, ale również marzycielskiej i pewnej siebie. Momentalnie zamknąłem komputer i spokojnym krokiem ruszyłem na pastwiska.
***
Gwizdnąłem w rytm piosenki "My funny valentine" w momencie kiedy Sinatra wypowiadał słowa "Stay little valentine, stay". Oba ogiery przybiegły spokojnym kłusem. Podsunąłem im po połówce jabłek. Vegasowi poprawiłem kantar i grzywkę. Zauważyłem, że jakiś koń biegnie na spotkanie ze stadem. Spojrzałem w stronę bramy, była to Florence. W żadnym stopniu nie przypominała z wyglądu mojej bohaterki, Tamta miała jasno brązowe włosy, takie jak sierść Tanga, była niska i miała więcej kobiecych kształtów. Jednak nie wiedzieć czemu jej charakter odpowiadał mojej "modelce". Widziałem jak zamyka bramę i idzie w moją stronę. Podszedłem w jej stronę uśmiechając się i machając ku niej. Odpowiedziała tym samym. Tango i Vegas szli po moich obu stronach tuż za mną zaciekawieni.
- Witam! Co panienka tutaj robi, jeśli można wiedzieć? - uśmiechnąłem się przypinając do kantara Vegasa uwiąz.
<Florence?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz