niedziela, 29 maja 2016

Od Elliota C.D. Clarissy

Mary Jane aż rwała się do biegu, gdy zobaczyła, że koń mojej towarzyszki już pomknął przodem. Poklepałem ją po szyi i dałem znak, by przeszła do galopu. Jako, że dawno nie pozwalałem jej na tak szybki bieg, pędziła jak strzała i już, już powoli doganiała Prince’a, gdy przed ogierem przebiegło jakieś zwierzę, chyba coś podobnego do jelenia, które spłoszyło zwierzę. Koń wierzgnął gwałtownie, a May – nie spodziewając się takiego obrotu sytuacji – została wyrzucona z siodła przed siebie. Zatrzymałem Mary, po czym zeskoczyłem z niej i pobiegłem do mojej towarzyszki, która leżała w bezruchu na leśnej ścieżce. Przykucnąłem i potrząsnąłem nią za ramiona, chcąc sprawdzić jej przytomność.
- Clarissa? – zapytałem głośno. – Słyszysz mnie?
Dziewczyna poruszyła się, a po chwili otworzyła oczy. Pomogłem jej się powoli podnieść do siadu, po czym kucnąłem naprzeciwko niej.
- Coś ci się stało? Jakieś zwierzę spłoszyło Prince’a i dlatego spadłaś.
- Wszystko mnie boli. – jęknęła.
- Nie masz nic złamanego?
- Chyba nie, nie wiem.
- Wydaje mi się, że jesteś po prostu poobijana, to dobrze, że to nic poważniejszego. – stwierdziłem. Wstałem i wyciągnąłem do niej rękę, by pomóc jej się podnieść. Obróciliśmy się, by namierzyć wzrokiem nasze konie. Prince właśnie szedł w naszym kierunku, jak gdyby z poczuciem winy, że z niego spadła May, a Mary Jane stała tam, gdzie ją zostawiłem. Zawołałem moją klacz, a ona ruszyła się z miejsca i pokłusowała do nas.
- Będziesz w stanie dalej jechać czy powinniśmy zrobić sobie przerwę albo wrócić do ośrodka? – zapytałem z troską w głosie.

Clarissa? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz