- Od czterech lat - wyznałem na chwilę przerywając czyszczenie, co Vic skwitował niezadowolonym parsknięciem. Był bardzo egoistyczny i nie lubił kiedy poświęcałem swoją uwagę komuś innemu gdy wiedział, że należy się właśnie jemu - Właściwie od kiedy istnieje klub.
- Nieźle - uśmiechnęła się.
- Tylko tak brzmi - prychnąłem przyglądając się jak czyści kopyta swojemu koniowi - Cztery lata bez miejsca w które mógłbym uciec przed moją matką, Haven, to piekło.
- Słyszałam to Danny! - zawołała, podchodząc do nas. Ta kobieta miała talent do zjawiania się w różnych miejscach w chwilach kiedy najmniej jej potrzebowałem. Poprawka: nie potrzebowałem jej w ogóle, ale ona sama narzucała mi się bez przerwy.
- I dobrze - skwitowałem z fałszywym uśmiechem - Przynajmniej wiesz co o tobie myślę. Po dwudziestu latach mojego życia wreszcie się dowiedziałaś, że jesteś potworem. I jak się z tym czujesz?
- Natychmiast odprowadź Victora do boksu i nie chcę cię więcej przy nim widzieć - zdawała się ignorować moje słowa - Któryś ze stajennych go wyczyści.
- Czemu go nie sprzedasz skoro i tak nie wolno mi podchodzić do koni? - mój głos był pełen pogardy mającej zatuszować czystą wściekłość i rozpacz.
- Świetny pomysł - klasnęła w dłonie z udawanym entuzjazmem - Idę znaleźć kupca.
Oddaliła się i już po chwili jedynym co po niej zostało to echo jej kroków i myśli o utracie Vica w mojej głowie. Ellie zerknęła na mnie z nieukrywanym zaskoczeniem.
- Może się przejedziemy? - zaproponowałem nie przechodząc do razu do wyjaśnień - Zanim Haven wróci.
Zgodziła się i po ekspresowym siodłaniu koni siedzieliśmy już na ich grzbietach jadąc stępem w stronę toru crossowego. Ze smutkiem uświadomiłem sobie jak dawno nie skakałem. Od wizyty u Chrumka - lekarza musiałem ukrywać się ilekroć wsiadałem na Victora, a najczęściej dla bezpieczeństwa robiłem to w nocy, kiedy jedynymi wrogami stawali się tępi ochroniarze.
- Nie rozumiem czemu tak bardzo nie lubisz swojej mamy - stwierdziła, patrząc na mnie uważnie - Jest najwyraźniej opiekuńcza, choć nie wiem czemu aż tak i wyraźnie bardzo cię kocha.
- Kocha? - parsknąłem, nie do końca będąc w stanie uwierzyć w prawdziwość tej teorii - Ciągle się kłócimy.
- Może ty tego nie widzisz, ale zależy jej na tobie - teraz ona wydała z siebie ironiczne westchnienie - Wiele bym dała za takich rodziców.
- Tylko ona taka jest - sprostowałem - Tata nie odzywał się od kiedy wyprowadziliśmy się z Londynu tutaj. A co nie tak jest z twoimi rodzicami?
To dziwne, ale chciałem dowiedzieć się jak najwięcej o tej dziewczynie. Czułem, że gdyby tylko chciała mogłaby mi wiele o sobie opowiedzieć.
Ellie? (Przepraszam za opóźnienia...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz