- Kim chciałybyście być w przyszłości? - zagadnąłem kiedy na moim talerzu znalazła się już pokaźna kanapka z praktycznie wszystkim co znalazłem na stole. Na sałacie, którą położyłem na szczycie narysowałem szeroki uśmiech z ketchupu. Myśli o przyszłości, która najprawdopodobniej umknie mi zanim zdążę jej tak na prawdę zasmakować, prześladowały mnie od rana chociaż usilnie starałem się myśleć o czymkolwiek innym byleby pozbyć się przygnębiającej wizji śmierci. Znów zażyłem leki wysypując sobie na dłoń więcej niż powinienem, jednak w dalszym ciągu czułem w kieszeni niedużą paczkę nie otwartych jeszcze papierosów. To one były moją śmiercią, ale nie miałem zamiaru z nich rezygnować.
- Jeszcze nie wiem - stwierdziła Florence nie dając dojść do słowa Adzie, która i tak pewnie nie odezwałaby się przy wszystkich. Jak zwykle jadła w ciszy, a ja uświadomiłem sobie, że tęsknię za jej głosem, za nią całą. Była trochę jak papierosy. W krótkim czasie przyzwyczaiłem się do niej za bardzo, żeby móc wytrzymać bez niej choćby chwili. Łaskotanie w okolicach żołądka, które odczuwałem za każdym razem kiedy na nią patrzyłem stało się w pewien sposób uzależniające.
- A ty? - zagadnęła Maja, najwyraźniej również nie mając jeszcze planów na przyszłość. Posłałem Adzie długie spojrzenie, które odwzajemniła ze smutnym uśmiechem. Tylko ona wiedziała, że plany wybiegające poza ostatnie dwa miesiące mojego życia zawsze będą tylko marzeniami.
- Chciałbym pojechać na festiwal muzyczny - przyznałem - Taki na którym przez całą noc stoi się pod sceną i słucha muzyki najlepszych zespołów, gdzieś w Ameryce, albo Australii. Zabrałbym tam moją dziewczynę, a potem poszlibyśmy na randkę, ale już po powrocie do Anglii. Pokazałbym jej Londyn. Przeszlibyśmy przez Millenium Bridge, a potem wypili kawę oglądając wszystko z baru w Tate Modern. O takiej randce marzyłem.
- Moglibyśmy pojechać na festiwal - Florence uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Jasne - odparłem, nie patrząc jednak na nią. Spojrzenie wbiłem w Adę, która z ciągle widocznymi rumieńcami skupiała całą uwagę na jedzeniu. Spojrzałem na moją gigantyczną kanapkę i nagle zupełnie straciłem apetyt. Wizja festiwalu i wspomnienie Millenium Bridge pochłoniętego już w ciemnościach, tak często będącego miejscem w które uciekałem mając dość krzyków w domu, wywołały we mnie tęsknotę za czymś co miałem utracić już niedługo.
- Raczej się nie ścigam, ale może miałybyście ochotę przejechać się na hipodromie? - zagadnąłem, obrzucając Flo i Adę uśmiechem. Maja kilka minut wcześniej skończyła jedzenie i z krótkimi słowami pożegnania wróciła do pokoju.
- W sumie, czemu nie - zgodziła się Florence, a Ada również skinęła głową.
- Świetnie! To wy skończcie spokojnie śniadanie, a ja pójdę osiodłać Victora - oznajmiłem, wstając i ostatni raz patrząc na uśmiech na kanapce. Był fałszywy i wcale nie sprawił, że sam miałem ochotę się uśmiechnąć.
- A twoja giga kanapka?! - zawołała za mną Florence zanim wyszedłem na zewnątrz.
- Jednak nie jestem głodny! - odkrzyknąłem, trzaskając drzwiami. Powietrze było wilgotne i chłodne, a stalowe chmury zawieszone nisko nad budynkami klubu. Udało mi się niezauważonym przez żadnego instruktora przygotować Vica i wyjechać na hipodrom. Na szczęście był pusty. Czekając na dziewczyny rozprężałem Victora ciągle rozmyślając o końcu jeszcze nie rozpoczętych wakacji i o śmierci.
Ada? Florence? Która dokończy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz