- Euh... - podrapałem się po karku - Nie, to nie.
Wróciłem do boksu obok, by oporządzić Mary Jane. Klacz podeszła do mnie i schyliła się do mojej kieszeni od bluzy w poszukiwaniu smakołyków. Z lekkim uśmiechem podałem jej marchewkę, po czym założyłem z powrotem zdjęty wcześniej kaptur od bluzy. Poklepałem moje zwierzę po szyi, po czym zaglądnąłem do boksu obok, gdzie była Alexandra, by spojrzeć, jak sobie radzi. Tak naprawdę póki co lekko zignorowała swoje poranione dłonie, najwidoczniej nie chciało jej się iść po apteczkę. Westchnąłem niemal niesłyszalnie i wziąłem moją, którą - nie wiem nawet, po co - trzymałem powieszoną na ścianie mojego boksu. Wyciągnąłem bandaże i wodę utlenioną, po czym podszedłem znów do dziewczyny.
- Daj dłoń. - powiedziałem stanowczo.
- Mówiłam już, że sobie poradzę. - przewróciła oczami.
- Daj. - usiadłem obok niej i, o dziwo, bez jej oporu, zdezynfekowałem jej najpierw jedną, a potem drugą dłoń, a po chwili owinąłem je opatrunkiem. - Im szybciej opatrzysz, tym lepiej, a nie chcesz wiedzieć, jakie zakażenia mogą się wdać do nawet najmniejszej rany. - gdy skończyłem, wstałem - A nie chcemy widywać tu pogotowia zbyt często.
Alexandra uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na mnie. Ja tymczasem wróciłem do siebie, odłożyłem rzeczy i kontynuowałem szczotkowanie Mary Jane. Wyciągnąłem z kieszeni leżącej na krzesełku kurtki telefon, podłączyłem słuchawki i włączyłem playlistę mojego ulubionego zespołu. Czas upływał mi szybciej i przyjemniej, dzięki czemu ta codzienna czynność nie upływała mi tak, jak zwykle. Na koniec postanowiłem, że Mary przydałoby się trochę rozprostowania nóg, skoro siedziała cały dzień w boksie, i że pojadę z nią do lasu.
- Chcesz jechać ze mną na przejażdżkę? - zwróciłem się do Alexandry, słysząc, że wciąż przebywa tam, gdzie wcześniej.
<Alexandra? ^^ Wybacz, że nie odpisałam wcześniej, ale jechałam długo samochodem i nie miałam okazji napisać :P>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz