- Ale jesteś głupia - warknęła na mnie Courtney, kiedy desperacko mocowałam się z przyczepą żeby wydobyć z niej konie, które mogły dostać w czasie naszej wizyty u pana Smitha udaru - Jeśli coś się stanie moim koniom to słono za to zapłacisz!
- Bo to jest niby moja wina, tak? - syknęłam na nią, w końcu opuszczając rampę i wchodząc do środka.
- To ty chciałaś iść ze mną idiotko!
Byłam wściekła na Courtney, ale nic nie powiedziałam, skupiając całą uwagę na koniach. Po kolei wyprowadziłyśmy i przywiązałyśmy do koniowiązu całą czwórkę, a potem wszystkim dałyśmy wodę.
- Powinny być zdrowe - odetchnęłam z ulgą przyglądając się pijącym koniom - Musisz tylko szczególnie uważać na Nike. Ma jasną skórę i gorzej reaguje na słońce więc...
- Nie mów mi co mam robić! - przerwała mi gwałtownie - Lepiej znam się na koniach od ciebie, a poza tym nie obchodzi mnie kompletnie NIC co masz do powiedzenia! Rozumiesz sieroto?
- Ku*wa świetnie! - wybuchnęłam nie będąc w stanie dłużej znosić idiotycznego zachowania tej poczwary którąś ktoś bezpodstawnie nazwał moją siostrą - Jeśli Nike umrze zupełnie mnie to nie obejdzie.
- I dobrze - prychnęła z pobłażliwym uśmieszkiem przyglądając się moim rumieńcom wściekłości - Nike mogłaby nawet zostać jednorożcem i nie byłaby to w najmniejszym stopniu twoja sprawa. To moja klacz i jakoś musisz przełknąć zazdrość, przykro mi... Albo nie byłoby mi przykro gdybyś nie była taka głupia. Idź zajmij się swoim dzikusem.
"Dzikus" jak często przezywałyśmy mojego konia ja pieszczotliwie, a Courtney z ironią zarżał kiedy odwiązałam go od koniowiązu i zaprowadziłam do stajni, szukając wolnego boksu. Kiedy rodzice mi go kupili Courtney śmiała się, że skoro nazywa się National Geographic powinien być raczej tygrysem, albo lwem bo na kanale N.G. rzadko pokazują konie. Wałach rozglądał się ciekawie podziwiając wszystko poza przedstawicielami własnego gatunku. Widząc jak szczurzy się na bułanego konia o imieniu Victor czego dowiedziałam się z tabliczki zaczęłam zastanawiać się czy rzeczywiście Nath nie myśli o sobie jako na przykład o dzikim kocie bo z pewnością nie czuł się koniem.
- Cześć - rzucił przyjaźnie jakiś chłopak wychylając się z boksu Victora. Wyszedł na stajenny korytarz i uśmiechnął się szeroko. Był to jeden z tych zaraźliwych uśmiechów których po prostu nie da się nie odwzajemnić, ale ja nie miałam najmniejszej ochoty na szczerzenie się, więc obrzuciłam go jedynie znudzonym spojrzeniem.
- Nie wiesz może gdzie mogłabym go postawić? - spytałam starając się wyglądać na osobę które tak właściwie nie obchodzi odpowiedź i właściwie mogłaby poradzić sobie sama - Właśnie przyjechałam.
- Zaraz coś się znajdzie - stwierdził optymistycznie, rozglądając się dookoła. Zaprowadził mnie do jasnego boksu na przeciwko miejsca w którym stał jego koń.
- Tak w ogóle to jestem Daniel, a ty? - zagadnął poklepując Nathana po szyi kiedy już zamknęliśmy go w boksie.
- Jackie - burknęłam odwracając się i wychodząc ze stajni.
- Bardzo niemiło było cię poznać Jackie! - zawołał za mną.
- Ciebie też Danny! - rzuciłam przez ramię. Usłyszałam jedynie jak szepcze mściwie słowa pod moim adresem, ale potem wszystko co mówił zagłuszył wrzask Courtney.
- Ty idiotko! - darła się. Stała obok jakiejś dziewczyny i kłóciła się z nią w najlepsze zaraz obok Lorda który z niezadowoleniem położył uszy po sobie. Podeszłam do nich z zadowoleniem obserwując jak wyżywa się na kimś poza mną.
Courtney? Kto taki był twoją ofiarą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz