- Jesteś monotematyczny - stwierdziła rzucając mi rozbawione spojrzenie.
- Wybacz, ale nie mogę pozbyć się uporczywego bólu, który skutecznie sprawia, że myślę tylko i wyłącznie o tym - jęknąłem przytrzymując dla niej drzwi budynku kadry - Może pomożesz mi z tym jakoś? W końcu to twój koń mnie kopnął.
- Już cię nie lubię - burknęła, pośpiesznie mijając mnie i wchodząc do środka.
- I z wzajemnością - oznajmiłem z przesadnym entuzjazmem, doganiając ją i obejmując ją ramieniem.
- Zabieraj tą łapę - warknęła odsuwając się na bezpieczną odległość.
- Spokojnie - parsknąłem - Nie gryzę! Zazwyczaj...
Zatrzymałem się na pierwszym stopniu schodów prowadzących na piętro i wdeptałem niedopałek w czerwony dywanik który schludnie pokrywał każdy stopień.
- Czemu to zrobiłeś? - spytała zaskoczona kiedy zadowolony z mojego dzieła zacząłem wspinać się dalej.
- Najprawdopodobniej moja mama czyli Haven, instruktorka będzie tędy przechodziła bo zaraz ma trening, a papieros bardzo ją zdenerwuje - uśmiechnąłem się - Nienawidzi palaczy, a świadomość, że ja palę wprawia ją w obłęd. Zabawne, nie?
- Masz kiepskie poczucie humoru - stwierdziła dobitnie - Czemu Haven zabrania ci palić? Rozumiem, że przy koniach to zabronione i słusznie, ale przecież jesteś dorosły i możesz robić co tylko chcesz.
- Porozmawiaj z nią o tym - westchnąłem przecierając twarz dłońmi. Z kieszeni jeansów wydobyłem nieco sfatygowaną paczkę gumy miętowej którą gestem zaproponowałem Blair.
- Toma z kolei bardzo irytuje rzucie gumy - uśmiechnąłem się szeroko, tak jak ona wkładając sobie do ust jeden pasek - Nienawidzi mlaskania.
Pokręciła głową z niedowierzaniem na co posłałem jej uśmiech pod tytułem: Poznaj Daniela Wooda, kochana. Dotarliśmy przed duże dębowe, drzwi ze złotą plakietką informującą o znajdującym się za nimi biurem szefa ośrodka. Zazwyczaj wchodziłem bez pukania, ale dziś miałem paskudny nastrój i moim jedynym marzeniem było podzielić się tym ze wszystkimi. Zamiast wchodzić zacząłem więc walić pięścią w drzwi z satysfakcją przysłuchując się dudnieniu, które z pewnością znacznie utrudniały Tomowi pracę.
- Proszę! - zawołał uprzejmie najpewniej licząc na to, że pukającym nie jestem ja i ktokolwiek to jest wejdzie usłyszawszy odpowiedź. Tom miał jednak tego pecha, że to właśnie ja waliłem pięścią w drogie drewno i nie miałem zamiaru przestać do puki nie obiję sobie knykci jak bokser na worku treningowym.
- Proszę wejść! - tym razem była to nieukrywana irytacja. To jednak mi nie wystarczało i tylko energiczniej zacząłem wybijać rytm na drzwiach jego biura.
- Czyżbyś wraz z możliwością rozmnażania się utracił również słuch? - spytała kąśliwie Blair.
- Poczekaj - szepnąłem - Zaraz będzie najlepsze.
- Daniel! - to była czysta furia. Drzwi z hukiem otwarły się i staną w nich czerwony ze złości Tom.
- Cześć wujku! - zawołałem udając uradowanie - Na starość masz nieco wątły głos. Nie słyszałem, że coś mówiłeś.
- To już trzeci raz w tym tygodniu - zauważył ze zmęczeniem w głosie - Nie nudzi cię to?
- Ja dopiero się rozkręcam, mogę ci to obiecać - zaśmiałem się - A i nad matematyką też powinieneś popracować bo w tym tygodniu znęcałem się nad tobą tylko dwa razy.
- Wyjdź Daniel! Nie będziemy o tym dłużej dyskutować! - krzyknął Tom całkiem purpurowy na twarzy. I taki był mój zamierzony efekt.
- Psujesz mi reputację - dodał ciszej.
- Doskonale o tym wiem - mrugnąłem do niego po czym zerknąłem na Blair z uśmiechem - Czekam na zewnątrz piękna!
Blair?
E tam, stosowne! XD Przecież i tak całe opowiadanie było zboczone 😀
OdpowiedzUsuńTo znaczy Daniel był zboczony. Nie ty. Bo to PRZECIEŻ nie TY piszesz tylko ON.
UsuńNo nie? XD
Oczywiśnie, że to ja słońce <3 (I zgaduj teraz które z nas to pisze XD)
OdpowiedzUsuń