Mocniej zacisnęłam dłonie na uwiązie, a Itot gniewnie potrząsnął łbem, czując jak spina się całe moje ciało. Pewna, że głos może odmówić mi posłuszeństwa, przemilczałam kilka kroków konia.
- Pochodzę z Rosji - odparłam możliwie najspokojniejszym głosem, na jaki było mnie wtedy stać. Zerknęłam na chłopaka, badając jego reakcję, ale kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, wbrew sobie uciekłam wzrokiem w bok. Poczułam zdradliwe ciepło na policzkach. Głupio wyszło.
- Jakim cudem znalazłaś się nagle w Walii? - zapytał chyba zadowolony z mojej reakcji. Chciałam krzyknąć, że to nie jest takie proste, ale zamiast tego powiedziałam trochę za głośno:
- Musiałam uciec od wszystkiego.
- Nie wyjaśnisz mi tego, zgadza się? - zgadł, znów skupiając całą swoją uwagę na manewrowaniu koniem. Przypuszczałam, że nie oczekiwał nawet odpowiedzi. Itot wlókł się trochę z tyłu i jakby przysypiał. Nagle para drozdów uciekła z pobliskiego drzewa, a my usłyszeliśmy podniesione głosy jakichś ludzi. Zatrzymaliśmy się na szczycie porośniętego lasem wzgórza, opadającego stromo na asfaltową jezdnię. Na poboczu drogi stała szara ciężarówka, z której wysiadło dwóch mężczyzn około czterdziestki. Niemożliwym było, abyśmy ich stąd usłyszeli, ale nie potrafiłam opanować drżenia. Czułam, że coś tu nie grało.
- Kto to jest? - zapytał cicho Daniel, odwracając się w moją stronę. Jego oddech połaskotał mnie w szyję.
- Wracajmy - poprosiłam, trzęsącą się ręką zakładając kosmyk włosów za ucho. Chłopak niepewnie kiwnął głową i zawrócił wałacha w miejscu. Droga powrotna bardzo mi się dłużyła. Może dlatego, że nie umilały jej żadne rozmowy, może brakowało mi głosu Daniela, który milczał jak zaklęty.
- Słyszałaś o grasujących tu w pobliżu złodziejach koni? - usłyszałam dziewczęcy głos, kiedy rozsiodływałam Itota w boksie. Oplotłam się ciasno ramionami i wróciłam do swojego pokoju na piętrze. Nie wyszłam przez resztę dnia.
***
Słońce jeszcze na dobre nie wzeszło na bezchmurne niebo, gdy tak jak wczoraj zakładałam śpiącemu Totiemu kantar z przymocowanym doń uwiązem. Dawno nie jechałam na oklep. Z niewielkim trudem wyprowadziłam konia ze stajni, potem podciągnęłam się na grzbiet. Dziwnie musiała wyglądać niska dziewczynka, siedząca na potężnym przecież wałachu. Doskonale wiedziałam, że jedynymi osobami w ośrodku, które nie śpią o tej porze były szykujące śniadanie kucharki i może nieliczni stajenni. Poranna mgła unosiła się wciąż nad ziemią. Kary ociągał się, przymykając co chwilę oczy, więc wyciągnęłam rękę i urwałam z drzewa smukłą gałązkę. Była to jedyna czynność, jaką wystarczyło wykonać, by koń ruszył do przodu prężniejszym krokiem. To miała być zwyczajna przejażdżka, podczas której chciałam zebrać myśli, ale coś mnie tchnęło i zatrzymałam Itota na polanie głęboko w lesie. Przywiązałam go tak mocno do pnia, że jakby zechciał uciec, musiałby pociągnąć za sobą drzewo, a wcześniej wyrwać je z korzeniami. Rozejrzałam się dookoła. Siedzące na gałęziach ptaki świergotały ślicznie. Ziemię w tym miejscu porastał puszysty mech, więc zdjęłam buty, rzucając je gdziekolwiek. Wtedy z nieba zaczęły lecieć pierwsze krople deszczu. Rozebrałam się do bielizny, rozkładając ramiona. Czułam się prawdziwie szczęśliwa, gdy zimna woda ciekła coraz intensywniej, uderzając w moje nagie ramiona jak drobne igiełki. Cały świat mógłby dla mnie nie istnieć w tamtej jednej krótkiej sekundzie. Natchniona jakąś cichą muzyką w głowie tańczyłam boso w jej rytm. Mokre włosy przykleiły mi się do twarzy. Promienie młodego słońca przebijały się przez ulewę, rozlewając po polance jasne światło. W pewnym momencie dostrzegłam przypatrującego mi się ciekawie chłopaka na gniadym i skuliłam się z przerażenia.
- Ciekawe macie zwyczaje w tej Rosji - rzucił Daniel z przekąsem, kiedy w pośpiechu wciągałam na siebie wilgotne ciuchy.
<Daniel? (uuuuu)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz