niedziela, 29 maja 2016

Od Jackie CD Courtney - Wyjazd rodzinny i jego wady

Po odstawieniu bagaży do pokoju i poznaniu osób z sąsiednich pokoi postanowiłam rozglądnąć się po kampusie. Uważnie podziwiałam każdy budynek, starając się zapamiętać każdą drogę. Zajrzałam na halę gdzie jakaś dziewczyna skakała na karym koniu przez przeszkody, a potem minęłam biuro w którym rozmawiałyśmy z panem Smithem. Mijając wejście do budynku kadry, ekskluzywnego jak chyba wszystko tutaj, prawie zderzyłam się z wychodzącą na zewnątrz kobietą.
- Jesteś nowa? - obrzuciła mnie lekceważącym spojrzeniem.
- Tak - warknęłam, nie zamierzając bawić się w grzeczną dziewczynką, którą przecież nigdy nie byłam i przepraszać za coś co nie było moją winą.
- Zameldowałaś się już? - zdała kolejne pytanie niecierpliwie bębniąc palcami w swój wielki i nadzwyczaj cienki telefon. Wyglądał jakby miał się złamać w jej dłoni. Zastanawiałam się czemu nie zostawi mnie w spokoju i nie załatwi swoich spraw, którymi najwyraźniej musiała się prędko zająć.
- Tak - odparłam, znowu cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.
- Jestem Haven Smith - instruktorka wyścigów. Uważaj jak chodzisz i nie łam regulaminu - poradziła i oddaliła się energicznym krokiem w stronę stajni. Dostrzegłam jak podjeżdża pod nią wielki samochód, błyszczący w wieczornym słońcu przedzierającym się przez stalowe chmury zapowiadające deszcz z przyczepą do przewozu koni, również wyglądającą jak wyjęta z magazynu o motoryzacji. Z auta wyskoczył wysoki mężczyzna w marynarce, który po zdjęciu przeciwsłonecznych okularów przywitał się z Haven. Już miałam odejść, ale wtedy przy tamtej dwójce pojawił się Daniel krzycząc coś, czego z tej odległości nie mogłam rozszyfrować. Stwierdzając, że i tak nie mam nic lepszego do roboty podeszłam do nich przysłuchując się kłótni. Wyglądało na to, że w tym miejscu nigdy się one nie kończą.
- Może pan wrócić do samochodu i odjechać! - krzyknął Daniel zachrypniętym głosem - Victor nie jest na sprzedaż!
- Transakcja została już dokonana - głos Haven był stanowczy, ale pobrzmiewało w nim też znudzenie - Nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie Danny. Jeśli okaże się, że możesz znowu jeździć będziesz mógł pożyczać Fairy, albo Kiera.
- Nie chcę! - krzyknął z wyraźną rozpaczą - Czemu nie potrafisz tego zrozumieć, że wolę umrzeć niż zrezygnować z tego co kocham?
- Ja też nie chcę zrezygnować z tego co kocham Dan, a kocham ciebie, więc uszanuj moją decyzję i pogódź się z tym - powiedziała, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Zaczęło kropić, a kiedy łzy Haven spłynęły policzkach zmieszały się już z deszczem czyniąc je niezauważalnymi.
- Ale ty nie możesz tego zrobić! - Daniel dalej krzyczał chrypnąc coraz bardziej. Zaczął też oddychać ciężej i kaszleć, ale najwyraźniej nie zwracał na to uwagi - Vic to nie jest jakiś tam koń! Nie możesz go tak po prostu sprzedać! Czy... Czy nie widzisz, jakie to wszystko jest bezsensowne?
- Mam pójść go przygotować? - spytał wyraźnie zirytowany mężczyzna, który dotychczas, jak ja, jedynie przysłuchiwał się dramatycznej wymianie zdań.
- Oczywiście - Haven skinęła uprzejmie - Zaraz przyjdę panu pomóc.
- Nie pomożesz mu bo Victor nigdzie nie jedzie! - krzyczał Daniel, choć coraz trudniej było go zrozumieć przez kaszel.
- Uspokój się i idź zażyć leki - poradziła mu chłodno Haven. Domyśliłam się, że musi być jego matką, ale dalej nie rozumiałam o co chodzi. W końcu stwierdziłam, że sprzedaż nie jest moją sprawą i powinnam zostawić ich samych, więc udałam się na jadalnię z zamiarem dowiedzenia się czegoś na temat Daniela. Uciekając od wielkich kropli, powoli zamieniających się w grad weszłam do świetlicy. W zalanym żółtawym światłem pomieszczeniu dostrzegłam jedynie Blair, siedzącą na kanapie przy kominku z książką na kolanach.
- Hej - usiadłam obok niej i uśmiechnęłam się szeroko - Co jest z Danielem nie tak?
- Och absolutnie wszystko - zaśmiała się, ale widząc mój poważny wyraz twarzy dodała - Ma astmę jeśli o to ci chodzi. No, a poza tym całkiem możliwe, że coś w jego mózgu działa do tyłu, bo jak inaczej wytłumaczyć jego głupotę?
Już chciałam jej powiedzieć co się stało przed stajnią, ale wtedy do świetlicy wpadła zdyszana Ada. Po jej blond włosach ściekały deszczowe krople, a przemoczona bluza pociemniała znacznie.
- Chodźcie szybko! - zawołała, a choć znałam ją krótko byłam zaskoczona, że potrafi wydobyć z siebie tak głośny dźwięk - Daniel miał atak i jedzie do szpitala!

Ada? Blair? (Opowiadanie wyszło do kitu, ale jakoś tak nie potrafiłam tego dobrze opisać...)
P.S. Tak w ogóle to ten tytuł zupełnie już nie pasuje do akcji XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz