Otworzyłem drzwi stajni. Właśnie poprawiałem Tango derkę, która ześlizgnęła się z grzbietu, gdy wpadł na nas karosz. Skoczyłem od razu w stronę mojego wierzchowca i odepchnąłem go barkiem od szarżującego konia. Nadepnął mi na nogę, ale zauważyłem to dopiero po chwili. Patrzyłem jak dziewczyna wchodzi niemalże pod dębującego karego i prawie bez trudu zapina karabińczyk przy jego kantarze. Nie mówiąc ani słowa wychodzi bocznym wyjściem. Lekko oszołomiony pogłaskałem mojego gniadosza po chrapach i zaprowadziłem na stanowisko, aby go rozsiodłać.
***
Zerknąłem na zegarek. Prawie jedenasta. Chwilę odpocznę, dokończę opowiadanie, które czekało na mnie już od kilku tygodni w komputerze, i wtedy zrobię trening Vegas. Po drodze do pokoju spotkałem dziewczynę, której koń się spłoszył w stajni.
- Było dość gorąco.. - powiedziałem siadając obok niej.
- Przepraszam, mogło się wam coś stać. - odparła cicho
- Koń to inteligentne zwierzę, ale płochliwe, to mógł być każdy wierzchowiec. To nie twoja wina.
Ze zmieszaniem poprawiłem rękawy koszuli, kiedy dziewczyna nic nie odpowiadała, po tym lekko odchrząknąłem.
<Alexandro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz