sobota, 21 maja 2016

Od Daniela CD Ady - Nie dać się złapać

- Cześć chłopaki - posłałem radosny uśmiech piłkarzom z plakatu jednocześnie przeklinając samotność. Przeciągnąłem się ziewając głośno słysząc charakterystyczne, pośpieszne kroki Catherine w których brzmienie znałem już do czterech lat, co w zupełności wystarczyło mi by zyskać pewność, że po korytarzu szła właśnie ona.
- Śniadanie za piętnaście minut!
Słowa skierowane były do Ady, ale ja również wyskoczyłem z łóżka zastanawiając się co ona teraz robi. Ślizgając się na zagraconej podłodze i potykając o którąś z moich bluz wpadłem do łazienki żeby wziąć szybki prysznic. Ubrałem się pospiesznie wybierając ubrania z podłogi bez zastanawiania się nad tym czy są czyste czy brudne. Obiecałem sobie, że kiedyś posprzątam w pokoju, ale zaraz potem zdałem sobie sprawę, że takich obietnic złożyłem już zbyt dużo żeby dokładać do nich kolejną, a zbiegając do jadalni doszedłem do wniosku, że będę żył w bałaganie do puki nie przyjdzie mi do głowy wyprowadzka. Jednak kiedy zatrzymałem się przed wejściem na jadalnię skąd mogłem dostrzec siedzącą przy stole Adę ciągle przypominającą mi wczorajszy wieczór olśniło mnie, że będę żył w bałaganie i w bałaganie umrę bo o żadnej przeprowadzce niema mowy. Zostały mi tylko trzy miesiące i nagle dotarło do mnie, że to bardzo mało czasu.
- Nie chcę umierać - szepnąłem, odwracając się gwałtownie i pędem wracając od pokoju. Odszukałem inhalator i leki, a upewniwszy się, że na pewno mam wszystkie przepisane przez Chrumka tabletki, tym razem wolniej, wróciłem do jadalni. Usiadłem obok Ady która jadła śniadanie w towarzystwie Blair i Jackie która prawie zasnęła z głową w misce z płatkami i mlekiem.
- Hej - przywitałem wszystkie promiennym uśmiechem po czym goniony myślą o przedwczesnej śmierci do kubka nalałem wody z dzbanka na stole i wysypując na dłoń po kilka tabletek z każdego opakowania połknąłem wszystkie popijając kilkoma łykami.
- Dragi? - Blair sugestywnie poruszyła brwiami uśmiechając się zabawnie.
- Znam dobrego dilera, chcesz namiary? - parsknąłem. Przez jadalnię energicznym krokiem przechodziła Haven najwyraźniej idąc na trening jednak mimo pośpiechu zatrzymała się przy naszym stoliku. Żeby przekazać Jackie o której powinna stawić się na torze. Kiedy skończyła swój wywód od którego wyraźnie wyczerpana J niemal ponownie rąbnęła głową w miskę, pomachałem jej przed nosem tabletkami.
- Masz co chciałaś mamo - burknąłem, jednak odkładając pudełka na stół znów uśmiechnąłem się wrednie - Ale Victor i papierosy zostają.
- Chyba śnisz - syknęła mierząc mnie ostrym spojrzeniem, które wyćwiczyła na mniej umiejętnych jeźdźcach, mnie jednak nie ruszało ono zupełnie - Osobiście dopilnuję żebyś nie wsiadł na Victora i nie zapalił ani jednego papierosa. Dobrze wiesz, że palenie jest zabronione.
- Wiem - z ust nie schodził mi ironiczny uśmieszek którym obdarzałem Haven zawsze kiedy wiedziałem, że doprowadzę ją do furii - Ty natomiast powinnaś wiedzieć, że każdy członek klubu ma obowiązek jeździć co najmniej raz dziennie.
- Ciebie to nie dotyczy - uniosła podbródek w wojowniczym geście.
- Mam to gdzieś - wzruszyłem ramionami.
- Nienawidzę cię - obrzuciła mnie ostatnim spojrzeniem po czym wyszła z budynku trzaskając drzwiami.
- Co to było? - spytała Blair zagłuszając narzekania Jackie na zbyt wczesną godzinę.
- Moja mama - wyjaśniłem starając się żeby zabrzmiało to bardziej jak "to jest mój pies, który ma autyzm, nie przejmuj się nim". Odwróciłem się do Ady która przez cały czas milczała pochłonięta kończonym właśnie śniadaniem.
- Musimy pogadać Ada - uśmiechnąłem się do niej kiedy skończyła pić kawę. Wstałem od stołu i podałem jej rękę żeby pomóc jej wstać. Dziewczyny patrzyły na nas podejrzliwie, ale jedynie uśmiechnąłem się do nich promiennie obiecując, że spotkamy się później bez względu na to czy mają na to ochotę czy nie. Chyba nie miały, ale nie bardzo mnie to obeszło. Wyszliśmy z jadalni na oblany słońcem dziedziniec przed nią. Dzień był wyjątkowo piękny, a ciepłe promienie sprawiły, że nie mogłem przestać się uśmiechać. Ciągle trzymałem dłoń Ady - drobną i ulotną, a kiedy szliśmy w stronę stajni ścisnąłem ją odrobinę mocniej bojąc się, że w każdej chwili mogłaby zniknąć.
- Właściwie to nie musimy rozmawiać jeśli nie chcesz - powiedziałem, uważnie rozglądając się w poszukiwaniu kogoś kto mógłby mi przypomnieć o zakazie wstępu do stajni - Chciałem się tylko stamtąd wyrwać. Siedzenie w jednym miejscu bardzo mnie męczy. Możemy pojechać w teren jeśli masz ochotę. Pokażę ci najlepsze trasy z odcinkami na szybki galop i kłodami do skoków.
Skinęła głową uśmiechając się lekko. Niezauważeni wkradliśmy się do stajni, która na szczęście była jeszcze pusta.
- Chyba nie wydało się to co zrobiliśmy wczoraj, ale teraz jeśli chcemy wyjechać niezauważeni musimy się pospieszyć - stwierdziłem posyłając jej kolejny uśmiech - Jeśli Haven tutaj przyjdzie chyba mnie zabije nie czekając, aż zrobi to astma.

Ada? (trochę chaotyczne, ale pisanie z tobą i pisanie opowiadania jednocześnie to nie jest moja mocna strona)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz